Rozmawiamy z ELŻBIETĄ BIEŃKOWSKĄ, ministrem rozwoju regionalnego - Kryzys finansowy nie spowoduje obcięcia dotacji przeznaczonych dla Polski do 2013 roku. Pieniądze z Unii pomogą przetrwać firmom okres słabszej koniunktury.
Jak kryzys finansowy może wpłynąć na wykorzystywanie funduszy unijnych?
- Nasze ekspertyzy pokazują, że nie stanowi on zagrożenia dla wdrażania funduszy unijnych. Wręcz przeciwnie. Te kilkadziesiąt miliardów euro, które napłyną w najbliższych latach, to zastrzyk, który w momencie spowolnienia gospodarczego powinien pozwolić nam utrzymać gospodarkę na wysokich obrotach. Należy jednak pamiętać, że kryzysu finansowego nie widać w Polsce w takim stopniu, jak w innych krajach. W najbliższym czasie Polskę może czekać osłabienie tempa wzrostu, ale będzie to spowodowane bardziej cyklem koniunkturalnym niż kryzysem.
System wykorzystania środków unijnych jest oparty w dużej mierze na kredytach bankowych, a banki ograniczają akcję kredytową. Jak to wpłynie na możliwości sięgania po dotacje?
- Kredyty to jedyny obszar, przy którym mogą pojawić się problemy dla beneficjentów. Z naszych analiz wynika, że mogą one dotknąć tylko małe i średnie przedsiębiorstwa. Jeśli chodzi o samorządy, to są one dla banków bardzo dobrymi klientami. Przecież one dostają dotacje w wysokości 85 proc., a czasami nawet 100 proc. To bardzo dobre zabezpieczenie kredytu. W przypadku firm wysokość dotacji jest niższa, bo wynosi od 30 do 70 proc. Jednak to i tak lepiej niż na rynku kredytów hipotecznych, gdzie dopiero teraz banki zaczynają żądać 30 proc. wkładu własnego. Dlatego też każdy podmiot, który przychodzi do banku z unijną dotacją, jest dla niego pewnym klientem i banki nie będą się od niego odwracać. Nie martwię się o przedsiębiorców, bo na razie zainteresowanie dotacjami z ich strony jest olbrzymie i nie powinni mieć żadnych problemów z wykorzystaniem funduszy przeznaczonych dla nich.
DROGIE KREDYTY
Jednym z efektów kryzysu finansowego są problemy przedsiębiorstw z uzyskaniem kredytów pod inwestycje współfinansowane ze środków unijnych. Przedsiębiorcy skarżą się na rosnące marże banków, co jest efektem droższego pieniądza na rynku, oraz na obserwowaną w ostatnich tygodniach niechęć banków do udzielania kredytów inwestycyjnych.
Czyli po ustąpieniu kryzysu zaufania między instytucjami finansowymi należy spodziewać się powrotu banków do kredytów unijnych?
- W przypadku kredytów pod inwestycje współfinansowane ze środków unijnych nie będziemy obserwować wprowadzenia takich obostrzeń, jak ma to miejsce w przypadku kredytów hipotecznych. To atrakcyjne dla banków kredyty, być może wzrośnie ich koszt, ale będą nadal udzielane.
Czy spowolnienie gospodarcze nie zniechęci przedsiębiorców do sięgania po fundusze unijne?
- Myślę, że będzie wręcz odwrotnie. To są pieniądze, których nie trzeba zwracać. W momencie spowolnienia gospodarczego są na wagę złota. Mogą przeprowadzić firmę przez słabsze czasy i być czymś zbawiennym dla przedsiębiorstwa.
Nie obawia się pani, że ze strony państw, które są płatnikami netto do unijnego budżetu, pojawią się głosy, by zredukować politykę spójności? Być może nawet obciąć przyznane Polsce środki na lata 2007-2013.
- Nie mamy żadnych takich sygnałów. Jeśli chodzi o próbę rewizji budżetu Unii w obecnej perspektywie, byłoby to bardzo trudne do przeprowadzenia. Pewnie już dawno zapomnielibyśmy o kryzysie, nim udałoby się takie zmiany przeprowadzić. Natomiast obawiam się o następną perspektywę finansową, o budżet na lata 2014-2020. Naciskamy, by polityka spójności nie uległa zmianie i była skierowana do wszystkich państw członkowskich. To bardzo ważne, bo jeśli najbogatsze państwa nie będą mogły z niej skorzystać, na przykład w postaci wsparcia innowacyjności czy badań i rozwoju, to stracą nią zainteresowanie. Wówczas polityka spójności będzie redukowana. Jeśli jednak każdy będzie mógł z niej korzystać, to w wymiarze finansowym budżet na lata 2014-2020 będzie dla nas równie korzystny jak obecny.
Jaka jest na to szansa, biorąc pod uwagę trwający kryzys?
- Głosy o konieczności redukcji polityki spójności pojawiały się już przed kryzysem. Na razie nam chodzi przede wszystkim o to, by nie zmieniły się główne zasady tej polityki. Na dyskusję o pieniądzach przyjdzie czas później, w 2011 roku, podczas naszej prezydencji w UE. W przyszłym roku będzie prezydencja czeska, a potem węgierska. Tym państwom także zależy na utrzymaniu polityki spójności w obecnym kształcie. Wspieramy także duże państwa Europy Zachodniej w sporach z Komisją Europejską. Coraz częściej traci się sprzed oczu sens realizacji polityki spójności, czyli wyrównywanie różnic między regionami Europy, a ważniejsze stają się kontrole i audyty. Na przykład Hiszpania ma z nimi duży problem i grozi jej konieczność zwrotu olbrzymich kwot pieniędzy, które zdaniem KE zostały źle wydane. My takich problemów na razie nie mamy, ale popieramy inne kraje w sporach z KE, kładąc nacisk właśnie na sens polityki spójności i osiągane dzięki niej cele.
MILIARDY Z UE
Na koniec sierpnia do beneficjentów trafiło 27,5 mld zł z funduszy unijnych, które Polska dostała na lata 2004-2006. Jest to 87,6 proc. całej puli. Wszystkie pieniądze musimy wydać do końca tego roku. Ze środków na lata 2007-2013 wydaliśmy do tej pory 282,8 mln zł. Na ten okres dostaliśmy od UE ponad 67 mld euro.
• ELŻBIETA BIEŃKOWSKA
od listopada 2007 r. minister rozwoju regionalnego. Wcześniej w śląskim urzędzie marszałkowskim odpowiadała m.in. za wdrożenie funduszy UE z perspektywy 2004-2006. Ukończyła filologię orientalną na UJ