Z dwójki kandydatów o tych samych kompetencjach wybieram kobietę - mówi w wywiadzie dla DGP Mikołaj Budzanowski, minister Skarbu Państwa.

Chce pan wprowadzić kwoty w zarządach i radach nadzorczych Skarbu Państwa. Brakuje tam kobiet?

Jest ich zdecydowanie za mało. Co prawda i tak najlepiej przedstawia się sytuacja, jeśli chodzi o spółki, które są w nadzorze ministra skarbu i mamy większościowy udział. Tu w radach nadzorczych jest ich prawie 39 proc., a w zarządach około 12 proc., ale w 19 kluczowych spółkach ten współczynnik jest zdecydowanie niższy. W spółkach notowanych na GPW jest bardzo niski. Najgorzej sytuacja wygląda w spółkach o charakterze paliwowym czy energetycznym. To są dziedziny zdominowane przez mężczyzn. Czas to zmienić.

Ile kobiet powinno tam się znaleźć?

Myślę o progu 30 proc. kobiet w radach nadzorczych i zarządach i jestem otwarty na rzeczową dyskusję.

Zamieni pan obecnych członków zarządów i rad ze względu na płeć?

To nie byłoby rozsądne. W 90 proc. są tam bardzo dobre osoby. Trudno więc z powodu wprowadzenia idei równości zwalniać ekspertów. Takie działanie destabilizowałoby spółki. Ten proces musi być rozłożony w czasie. Tam, gdzie wygasają mandaty, w nowych naborach trzeba będzie jasno określić preferencje: potrzebujemy więcej kandydatek. Obecność kobiet powinna wynikać z kompetencji, talentu i inteligencji, nie konieczności zachowania równowagi. Ale najpierw trzeba przełamać kulturowe opory przed traktowaniem kobiet na równi z mężczyznami. Kwota nie jest narzędziem idealnym. Ma przyspieszyć proces równania szans, zmienić mentalność, tak by osiągnąć równowagę wśród liderów szybciej niż za 40 lat, jak to pokazują dzisiejsze szacunki.

Będą dodatkowe punkty za płeć?

Nie, do spełnienia będą po prostu konkretne wymagania. I tak, jeżeli mam np. 7-osobową, złożoną z mężczyzn radę nadzorczą, z której odchodzą dwie osoby, to pojawia się przestrzeń dla kobiet. Jeżeli się okaże, że nie zgłoszą się kobiety z odpowiednimi kwalifikacjami, to oczywiście zostaną przyjęci mężczyźni. Kryterium płci nie będzie w takim momencie decydujące. Ale przy równych kwalifikacjach pierwszeństwo będą miały panie.

To chyba nie jest proste. Jeżeli pojawi się dwóch kandydatów: kobieta i mężczyzna, a kobieta będzie miała minimalnie gorsze doświadczenie, kogo pan by wybrał?

To rzeczywiście bardzo trudny wybór. Lecz o składzie zarządu nie będzie decydowała jedna osoba, tylko po przesłuchaniach i dyskusji kilkuosobowa rada nadzorcza. I tutaj będę stanowczy, kompetencje to podstawa. Przy kandydatach różnej płci, ale tych samych kwalifikacjach, wybrana zostanie kobieta, by spełnić założenie 30 proc. udziału.

Ma pan gotową ustawę?

To pole do działania pani minister Kozłowskiej-Rajewicz. Z mojej strony mogę poszerzyć dobre praktyki, które istnieją u nas od roku, właśnie o kryterium płci. W ten sposób ja jako minister skarbu sam sobie narzucam pewne zasady i zobowiązuję się ich przestrzegać.

Jednak to nadal miękkie narzędzia. Doświadczenie innych unijnych państw pokazuje, że bez twardego prawa nic się nie zmieniło.

Od czegoś trzeba zacząć. Kodeks praktyk będzie dobrym przyczynkiem do rozległej debaty, która powinna mieć miejsce przed wprowadzeniem twardego prawa.

Nie boi się pan oporu? Polacy są przeciwni takim zmianom, z badań wynika, że tylko 32 proc. chciałoby wprowadzić parytety czy kwoty w doborze kadry menedżerskiej.

Dobry przykład mamy już w przypadku kodeksu wyborczego, który funkcjonuje i został zaakceptowany przez społeczeństwo. Dlaczego nie mielibyśmy zgodzić się na tego rodzaju zmiany w spółkach Skarbu Państwa.

Kiedy pojawią się zmiany?

Najpierw będę chciał porozmawiać na ten temat z panią minister pełnomocnik, a zmiany teoretycznie można wprowadzić w życie jeszcze przed walnymi zgromadzeniami w spółkach, czyli do połowy tego roku. To też pokazuje, że zmiany w kodeksie dobrych praktyk pozwalają na dużo szybsze ruchy. Choć to narzędzia miękkie, ale od razu zobowiązują mnie do działania. Przewiduję, że w perspektywie trzech, maksymalnie pięciu lat mogłyby zostać spełnione wymagania 30 proc.

Pana inicjatywa jest o tyle dziwna, że kilka tygodni temu posłowie i senatorowie, m.in. z PO, uznali, że dyrektywa mająca zwiększyć odsetek kobiet w zarządach spółek będzie niezgodna z zasadą pomocniczości. No i parytety w spółkach Skarbu Państwa to był sztandarowy projekt SLD, jeszcze w okresie wyborczym...

Projekt dyrektywy dotyczy wszystkich spółek giełdowych i parlamentarzyści ocenili, że zmiany mogłyby ograniczać prawa wszystkich akcjonariuszy, również prywatnych. Tymczasem moja propozycja dotyczy wyłącznie jednego akcjonariusza – Skarbu Państwa. Jeśli chodzi o projekty innych partii, to dyskusja nie powinna toczyć się w okresie wyborczym i teraz właśnie jest dobry moment.

Ale jeszcze rok temu pan tak nie uważał. I podkreślał, że jedynym dobrym kryterium są kwalifikacje.

To prawda, lecz zauważyłem, że jeżeli będziemy bierni i nie damy żadnego impulsu, to zmiany nigdy nie nastąpią. Pan premier mówił o obecności kobiet w spółkach Skarbu Państwa na Kongresie Kobiet, a ja zacząłem baczniej obserwować ich pracę. Kobiety potrafią skutecznie działać i przede wszystkim mają instynkt, czy też pewien rodzaj intuicji, której często brakuje mężczyznom. To cenne cechy w zarządzaniu.

Będą sankcje dla spółek, które nie zastosują się do spełnienia wymogu płci?

Norwegowie mają takie sankcje dla spółek publicznych włącznie z wykluczeniem z giełdy. Uważam, że to przesada. Zmiany powinny być wprowadzane ewolucyjnie. Równocześnie trzeba prowadzić badania, które pokażą przyczyny dyskryminacji.