Ludwik Sobolewski: Zależy mi na tym, żeby polski rynek giełdowy był maszyną ułatwiającą przepływ kapitału, zasilającą gospodarkę i uruchamiającą innowacyjne projekty.
Jak samopoczucie?
Bardzo dobre.
Żadnych nerwów przed wielkimi wydarzeniami, które czekają kierowaną przez pana firmę?
Nie, choć to dosyć niezwykły okres. Od kilku miesięcy mamy spiętrzenie wyjątkowo ważnych projektów, jak przygotowanie spółki do oferty publicznej czy alians strategiczny z NYSE Euronext. Do tego dochodzi normalna praca operacyjna związana z głównym rynkiem akcji i instrumentów pochodnych, wprowadzanie krótkiej sprzedaży, przyjmowanie nowych członków giełdy. Absorbujący jest też żyjący już własnym życiem NewConnect, którego popularność wśród przedsiębiorców przerosła nasze oczekiwania. Wielkim wyzwaniem jest rynek obligacji Catalyst, dynamicznie rosnący, ale wymagający jeszcze bardzo wielu starań. Jeśli chodzi o samą ofertę publiczną, to choć jestem na rynku kapitałowym od 1994 r., nie sądziłem, że przygotowanie firmy do wejścia na giełdę wymaga tyle pracy.
Co było najtrudniejsze w ciągu tych kilku ostatnich miesięcy?
Jedną z najtrudniejszych decyzji, jakie musiałem podjąć w zawodowym życiu, był wybór partnera strategicznego spośród NYSE Euronext, Nasdaq OMX i London Stock Exchange. Musieliśmy postawić na partnera, który da nam technologię wyznaczającą na najbliższe lata nasze możliwości konkurowania z innymi operatorami i zapewni najlepsze warunki współpracy biznesowej.
Wiele osób już widzi NYSE Euronext jako przyszłego akcjonariusza spółki.
Nie należy tego łączyć. Kiedy wróciliśmy do koncepcji upublicznienia GPW, uznaliśmy, że najlepiej będzie wprowadzić do akcjonariatu szerokie grono inwestorów już po wyborze partnera strategicznego, z którym przeprowadzimy niezbędną wymianę systemu transakcyjnego, i który da nam wsparcie nie tylko technologiczne. Prowadzimy już teraz studia wykonalności około dziesięciu inicjatyw biznesowych. Na pewno nie wszystkie będą realizowane, lecz znacząca część tak. Jeśli chodzi o dalszą prywatyzację GPW, już po IPO, wszelkie opcje są możliwe, ale o tym zdecyduje minister Skarbu Państwa.
Przygotowanie giełdy do wejścia na parkiet to dużo pracy?
Bardzo dużo. Due diligence, prospekt, współpraca z bankami inwestycyjnymi. Do tego doszło przygotowanie praktycznie nowego statutu giełdy, prezentacje, które pokazują, czym po latach dynamicznego rozwoju jest GPW. Poza tym aby mówić o obecnym stanie GPW i jej przyszłości, trzeba wziąć pod uwagę cały kontekst makroekonomiczny oraz konkurencyjny. Dlatego teraz pracuję niemal w systemie całodobowym. Ale też nigdy w życiu nie delegowałem na innych ludzi tyle odpowiedzialności, ile w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Nie po raz pierwszy przekonałem się, że zbudowaliśmy na GPW zespół zdolnych ludzi, którzy świetnie to udźwignęli. A było co. W nasze IPO zaangażowanych jest 13 instytucji finansowych, w tym czterech globalnych koordynatorów. Samo skoordynowanie współpracy było wyzwaniem. Ostrzegano nas, że kiedy bankierzy inwestycyjni zaczną się u nas pojawiać, w asyście kancelarii prawnych, wszyscy tutaj dostaniemy obłędu.



Po co panu te miesiące wyjątkowego wysiłku? Chce pan zapisać się w historii?
Podobnie jak wielu ludziom, którzy uczestniczyli w tworzeniu polskiego rynku kapitałowego, zależy mi na jego przyszłości. Nie chcę, aby nasz wysiłek się zmarnował lub poszedł w złą stronę, lecz by polski rynek finansowy był coraz większy i ważniejszy. Nie musimy działać według utartych schematów, a nawet powiedziałbym, że nie potrafimy. U nas ciągle jest miejsce na nowe pomysły. Mamy doświadczenie tworzenia wszystkiego z niczego, inaczej niż nasi koledzy z rynków o dłuższej i nieprzerwanej przez żaden zamęt historii.
Większy i ważniejszy rynek finansowy – co to znaczy?
Polska giełda ma być znakiem nowoczesności i sukcesu, a takich symboli gospodarczych kojarzących się z Polską nie mamy zbyt wielu. Teraz wśród wszystkich giełd w regionie jesteśmy numerem jeden pod każdym względem. Już sama wielkość warszawskiego parkietu jest argumentem dla nowych emitentów i inwestorów, aby zainteresować się naszym rynkiem. Jest to również rynek najbardziej nowoczesny i najbardziej wszechstronnie rozwinięty w tej części Europy. Zależy mi na tym, żeby polski rynek giełdowy nie był jakimś artefaktem czy ozdobą, ale maszyną ułatwiającą przepływ kapitału, zasilającą gospodarkę i uruchamiającą innowacyjne projekty. Aby tak się stało, muszą zadziałać zintegrowane strategie instytucji, które sprawiają, że rynek kapitałowy funkcjonuje. Kluczowy dla wzrostu znaczenia giełdy w gospodarce jest Krajowy Depozyt Papierów Wartościowych, z którym współpracuje się nam teraz niezwykle dobrze.
Gdzie jeszcze, poza naszym regionem, warszawska giełda ma być numerem jeden?
Proces konsolidacji w Europie będzie postępował. Być może za 10 lat będzie na kontynencie kilka giełd i warszawska powinna być jedną z nich. Mamy wszelkie szanse, aby tak się stało.
Co z udziałem GPW w tej konsolidacji?
Nigdy nie uważałem, że przejęcia to działanie priorytetowe, choć dwa razy wzięliśmy udział w przetargach na kupno akcji giełd w Lublanie i Pradze. Uważałem, że aspirując do bycia liderem w regionie, nie możemy uchylić się od udziału w tym wyścigu. Trzeba jednak pamiętać, że nasz cel to tworzenie ośrodka regionalnego w Warszawie, a nie kupowanie innych giełd i rozwijanie tam rynków kapitałowych. Aczkolwiek, jeśli pojawi się ciekawa okazja inwestycyjna, nie potraktujemy jej obojętnie, lecz przeanalizujemy, czy wspierałaby ona strategię budowy silnego regionalnego rynku kapitałowego z GPW jako jego centrum.
OFE, które są ważnym graczem na GPW, mają uzyskać większy dostęp do inwestycji za granicą. Czego spodziewa się pan po zmianach w systemie emerytalnym? Nie obawia się pan odpływu kapitału z warszawskiego parkietu?
OFE są bardzo ważnym inwestorem, choć nie dominującym. W pierwszej połowie 2010 r. inwestorzy zagraniczni mieli 47-proc. udział w obrotach akcjami, inwestorzy indywidualni 20-proc., a instytucje krajowe, w tym OFE i TFI, 33-proc. Udział OFE w kapitalizacji notowanych spółek wynosi kilkanaście procent. Mimo to bardzo interesujemy się planowanymi zmianami w systemie emerytalnym, jesteśmy nawet uczestnikami prac, które mają na celu przygotowanie nowych rozwiązań. Nie patrzę z entuzjazmem na ewentualne zwiększenie możliwości inwestowania przez OFE za granicą, w dyskusji na ten temat stosuje się zbyt wiele uproszczeń. Nie obawiam się jednak, że z tego powodu kapitał OFE odpłynie z GPW. Wręcz przeciwnie, zmiany, które są planowane, jak nowe subfundusze akcyjne i mechanizmy przepływu kapitału między subfunduszami OFE, będą według naszych szacunków powodowały zwiększone inwestowanie funduszy emerytalnych na rynku regulowanym. Bardzo chciałbym, aby do wachlarza instrumentów inwestycyjnych OFE zostały dopuszczone m.in. obligacje nieskarbowe notowane na przejrzystym i zorganizowanym rynku, czyli na Catalyst. Przełomem powinna być też zmiana benchmarku części akcyjnej portfela OFE na zewnętrzny punkt odniesienia. Chcielibyśmy, aby był to WIG, indeks szerokiego rynku. To proste rozwiązanie, bez żadnych udziwnień.
Ale nie podoba się ono OFE. Wolałyby węższy benchmark, na przykład WIG okrojony o część spółek.
Benchmarkiem powinien być WIG. To najlepszy sposób stwierdzenia, jaka jest efektywność zarządzania OFE i wprowadzenia konkurencji do tego sektora. Celem zmian jest też doprowadzanie do większej dywersyfikacji portfela lokowanego w akcjach przez OFE. To nie znaczy, że pieniądze funduszy muszą być inwestowane we wszystkie spółki wchodzące w skład WIG. Nie będzie to konieczne między innymi z powodu wysokiej, sięgającej jedynki, korelacji między WIG i WIG20.
Czy giełda energii też będzie symbolem sukcesu GPW?
Nie wiem, bo nie podjęliśmy jeszcze ostatecznej decyzji, że będziemy na tym rynku działać.
Skąd te wątpliwości?
To nie tyle wątpliwości, co rozważne dochodzenie do decyzji biznesowej. Interesujemy się segmentem towarowym, którego obrót energią i produktami powiązanymi jest częścią. Chcemy, aby w grupie kapitałowej GPW były dostępne wszystkie nowoczesne instrumenty finansowe, a brakuje nam teraz w zasadzie tylko produktów związanych z rynkiem towarowym. Ciągle zastanawiamy się, czy pojawimy się na nim poprzez wejście na rynek energii.