Na spotkaniu ministrów finansów krajów Unii przedstawiliśmy trzy propozycje. Chcemy dla Unii planu rozwoju i konsolidacji?

Nie, chcieliśmy pokazać, które sprawy naszym zdaniem powinny być wzmocnione. Po pierwsze, by przy ocenie stanu finansów bardziej zwracać uwagę na poziom długu publicznego w relacji do PKB. Bo często jest tak, że Brukselę niepokoi wzrost deficytu powyżej 3 proc., a nie niepokoi dług publiczny w okolicach 100 proc. PKB.

To w interesie nowych krajów, one z reguły mają niższy dług.
Nie chodzi o interesy, to kwestia stabilności finansów publicznych. Ona jest wtedy, gdy dług jest niski. Deficyt jest sprawą wtórną, bo jego wzrost może być krótkotrwały, a jego ograniczenie może być proste w przeciwieństwie do długu. To, co się stało z Grecją, to nie był kryzys deficytu, ale przede wszystkim długu.
Chcemy ograniczać dług regułą budżetową?
Nie możemy narzucać innym naszych reguł, bo każdy kraj ma swoją specyfikę. Ale ważne, by pojawiły się takie rozwiązania, które doprowadzą do zmniejszenia długu w relacji do PKB.
Proponując ujawnienie ukrytych zobowiązań, wierzy pan, że kraje, które mają duży dług emerytalny, będą się do tego kwapiły?
Nasze propozycje przyjęte były bardzo dobrze. W piątek ma się zbierać specjalny zespół przy Hermanie Van Rompuyu, będzie się tam o tym dyskutować. Porozumienie powinno być gotowe najpóźniej do końca roku i oznaczać będzie zmiany w całym pakcie stabilności i wzrostu.
Czeka nas rewolucja w unijnych finansach?
To za dużo powiedziane. W dużej części te zmiany będą polegały na egzekwowaniu istniejących rozwiązań. Na przykład procedurę nadmiernego deficytu i dziś można uruchamiać w przypadku dużego długu, ale dotąd tego nie robiono. Komisja Europejska pośrednio przyznaje się, że nie wykorzystywała tych instrumentów, i to był błąd.
Rzeczywiście teraz jest klimat, by naprawić finanse, czy raczej to doraźna łatanina?
Sytuacja jest na tyle poważna, że KE i wszyscy ministrowie są mocno zdeterminowani, by koordynację fiskalną bardzo wzmocnić. To poważna dyskusja, a nie prowizorka. Przyjęte rozwiązania mają działać kilka lat i zapewnić, że problem, który pojawił się teraz, już się nie powtórzy.
To, co się dzieje, będzie miało skutki dla Polski, na przykład w postaci mniejszych pieniędzy z Unii w kolejnej perspektywie?
Ta dyskusja nie ma bezpośredniego związku z kolejnym budżetem. Kraje będą nadal decydować o swojej polityce budżetowej, ale nowe rozwiązania mają zapewnić lepszą kontrolę i koordynację. To ma doprowadzić do sytuacji, w której, jeśli deficyty będą rosły w okresie słabszej koniunktury, to potem, jak sytuacja gospodarcza się polepszy, będą spadać. Aby polityka monetarna i fiskalna się nie rozjeżdżały jak obecnie.
*Ludwik Kotecki, wiceminister finansów