Zamknięcie przestrzeni powietrznej nad Europą przysporzyło nam kłopotów. Ale koszty tych perturbacji poniosą linie lotnicze, a nie pasażerowie – mówi prezes PLL LOT w Salonie Ekonomicznym „Trójki” i „Dziennika Gazety Prawnej”
ROZMOWA
MARCIN PIASECKI, PAWEŁ SOŁTYS:
Chmura pyłu wulkanicznego opadła i odsłoniła kłopoty LOT-u.
SEBASTIAN MIKOSZ*:
Chmura pokazała, jak wrażliwą branżą jest lotnictwo. Nie mamy technik przewidujących wybuchy wulkanu. Nikt nie pamięta, by przestrzeń powietrzna w Polsce i Europie, była zamykana z tego powodu. Po atakach terrorystycznych 11 września 2001 r. przestrzeń powietrzna w USA była zamknięta tylko około 24 godzin. Teraz największe europejskie lotniska były zamknięte przez prawie cztery dni. Z biznesowego punktu widzenia przysporzyło to kłopotów, które są dopiero przed nami.
Jakie to są kłopoty?
Ten biznes jest oparty na wysokich kosztach stałych. Samolot, żeby się zwracał, musi być w powietrzu do kilkunastu godzin dziennie. Zatem cztery dni przerwy oznaczają wielomilionowe straty. Problem polega też na tym, że branża lotnicza opiera się głównie na sprzedaży z wyprzedzeniem. Część naszych klientów przestało kupować bilety i planować wakacje. Nie mieli pewności, czy polecą. Zatem rezygnowali z podróży albo decydowali się skorzystać z innych środków transportu. Dlatego naszym obecnym zadaniem jest odbudowa zaufania.
Jakie są wstępne szacunki strat?
Nie chcę mówić o kwotach. Pył wulkaniczny cały czas się przemieszcza, w ostatni weekend nad Europę wrócił w niskim stężeniu. Regulatorzy rynku, Polska Agencja Żeglugi Powietrznej i Urząd Lotnictwa Cywilnego, wydali nam specjalne zalecenia dotyczące dodatkowych przeglądów samolotów. Oprócz tego nie wiemy, ile jeszcze osób zrezygnuje z lotów w najbliższym czasie.



Do Ministerstwa Skarbu wpłynął dokument związany ze wstępnymi szacunkami strat. Czy może pan podać chociaż rząd wielkości?
Do ministerstwa nie wpłynął żaden dokument. Pewne dane zostały przekazane radzie nadzorczej LOT-u.
Czy LOT będzie starał się o pomoc publiczną?
Na razie nic takiego nie założyliśmy. Musimy oszacować kwoty, dopiero wtedy będziemy rozmawiać z właścicielem, czy sami poradzimy sobie z tą stratą, czy będziemy potrzebowali pomocy.
Może wybuchnąć kolejny wulkan. Branża lotnicza czuje nóż na gardle?
Latanie w pyle o niskim stężeniu to wyzwanie techniczne. Szybciej zużywają się części silnika. To tak, jakby latać wciąż nad obszarami pustynnymi. Jest to tzw. efekt piaskowania. Musimy budować korytarze powietrzne, tak by latać jak najkrócej w tych niesprzyjających warunkach. Należy też nauczyć się mierzyć stężenie pyłu. Wszystkie linie pracują nad programem technicznym, aby umieć reagować na kolejną taką sytuację. Krytycznie podchodzę do braku koordynacji ze strony unijnej, tzw. eurokontrola nie podjęła próby zaradzenia problemowi.
Kto zapłaci za te perturbacje? Pasażerowie?
Linie lotnicze. Wojna cenowa nie ustanie z tego powodu, konkurencja się nie zmniejszy.



Czy to koniec mniejszych linii lotniczych?
Linie będą się konsolidować, szukać oszczędności poprzez synergię. To niekorzystne dla pasażerów. Za parę lat pozostanie kilku dużych operatorów, którzy będą skupować mniejsze linie albo je przygarniać, razem układać siatkę połączeń i tworzyć produkty.
Czy LOT czeka wchłonięcie przez dużego przewoźnika?
Taka jest strategia LOT. Czeka nas prywatyzacja. Nie jest to żadne fatum. Samodzielnie nie mamy szansy na rozwój. W dłuższej perspektywie musimy stać się częścią kapitałową większej grupy. Albo LOT zacznie konsolidować wokół siebie przez wchłanianie innych, albo ktoś ten LOT po prostu kupi i wchłonie. Popatrzmy na takie linie, jak Austrian, Swiss, Alitalia. Nawet zdrowa finansowo Iberia połączyła się z British Airways. Zatem nawet większe linie szukają dla siebie nowego miejsca na rynku. Prowadzimy dość aktywnie proces prywatyzacji.
Co się dzieje w tym procesie?
Odbywają się spotkania z potencjalnymi inwestorami. Ostatnio sytuacja się zmieniła. Możliwa jest erupcja kolejnego islandzkiego wulkanu. Nie jesteśmy więc dla inwestorów zbyt atrakcyjną branżą.



Opóźni się prywatyzacja LOT-u? Pod koniec tego roku miał być nowy właściciel.
O to trzeba zapytać ministra skarbu. Ja, jako prezes LOT-u, uciekam od takiego kalendarza. Nie mogę mówić o opóźnieniu w stosunku do czegoś, nad czym nie mam kontroli.
Mówił pan o potencjalnych inwestorach. Kim oni są?
Nic więcej nie powiem. Nabieram wody w usta, bo mówienie o prywatyzacji może tylko zaszkodzić transakcji.
Zapytam inaczej: z jakimi samolotami LOT będzie prywatyzowany? Czy sytuacja z pyłem wpłynęła na plan zakupowy?
Pył jest wyzwaniem dla każdego silnika lotniczego. A samoloty będziemy wymieniali, gdyż to jest część programu restrukturyzacji. Im nowocześniejszy samolot, tym niższe są koszty eksploatacyjne. Utrzymujemy kontrakt z Boeingiem w sprawie zakupu dreamlinera. Pierwsze maszyny dostaniemy zapewne pod koniec przyszłego roku. Pasażerowie zaczną z nich korzystać w lutym lub marcu 2012 r. Jeśli chodzi o samoloty średniodystansowe, to trzon naszej floty opiera się na brazylijskich embraerach. Niebawem odbierzemy cztery maszyny tej marki. W przyszłym roku przylecą do nas kolejne cztery embraery, będą trochę inne, gdyż zdecydowaliśmy się na model o nieznacznie dłuższym kadłubie. Chciałbym też rozwinąć EuroLOT jako naszego operatora. To może być dla nas przyczółek do odzyskiwania portów regionalnych. EuroLOT jest ekonomiczny dzięki temu, że flota spółki składa się z samolotów turbośmigłowych ATR. Prowadzimy pracę nad biznesplanem spółki. Rozważamy też zakup bombardiera q400 – to jest turbośmigłowy samolot. Ma sporo zalet, jest trochę większy od ATR, ale droższy w eksploatacji. Oczywiście mamy też flotę boeingów 737. Rozpoczęliśmy rozmowy z leasingodawcami. Całą flotę maszyn tego amerykańskiego producenta wymienimy na nowszą generację boeingów 737 albo przejdziemy na airbusa 320. Chcemy rozwijać połączenia średniodystansowe. A embraerami nie dolecimy np. do Dubaju czy Kazachstanu. Te kierunki są możliwe do obsłużenia, jeśli będziemy mieli większą flotę. Czyli albo boeing, albo airbus.
Wspomniał pan o nowych kierunkach. Jakie będą nowości?
Chcielibyśmy latać do Dubaju. Myślimy o otworzeniu w tym roku 5 – 6 nowych kierunków. W tym sezonie inaugurujemy połączenia do Goeteborga, Bejrutu, Bratysławy, Katowic. Chcemy przywrócić siatkę połączeń z Bydgoszczy.
Czy LOT będzie czarterował samoloty dla rządu?
O tym się dużo mówi, ale nie mogę tego komentować dla dobra rozmów handlowych. Jesteśmy przygotowani na czarterowanie czy leasingowanie samolotów każdemu, kto zapewni warunki korzystne dla spółki.
*Sebastian Mikosz jest prezesem PLL LOT