Rozmawiamy z MACIEJEM KALISKIM, dyrektorem Departamentu Ropy i Gazu Ministerstwa Gospodarki - Przy okazji podpisania długoterminowego kontraktu na rosyjski gaz mają zostać zapewnione dostawy brakującego 1 mld m sześc. surowca potrzebnego na sezon zimowy.
● Wciąż nie dostajemy 1 mld m sześc. gazu, który miał dotrzeć w ramach nierealizowanego kontraktu z RosUkrEnergo (RUE). Czy ta luka zostanie zapełniona jeszcze w tym roku?
– Prowadzimy rozmowy z Gazpromem. Dotyczą one przede wszystkim dostaw po roku 2010, choć sądzę, że w zapisach porozumienia, które negocjujemy, znajdzie się również kwestia dostaw brakujących ilości surowca na ten rok. Rzeczywiście wciąż brakuje nam jeszcze 1 mld m sześc. gazu. PGNiG podpisało z Gazpromem kontrakt na tzw. gaz letni, który zastąpił częściowo umowę z RUE. Obowiązuje on do końca września tego roku. Pozyskane w ten sposób ilości surowca pozwolą nam wypełnić magazyny i przygotować się do sezonu jesienno-zimowego.
● Jak przebiegają rozmowy z Gazpromem w sprawie renegocjacji warunków długoterminowego kontraktu jamalskiego?
– Mam nadzieję, że porozumienie w sprawie dostaw w latach 2010–2022 zostanie parafowane jeszcze w lipcu. Założenie jest takie, by oficjalnie można było je podpisać w trakcie wrześniowej wizyty premiera Rosji w Polsce. Nie mogę zdradzić, o jakie wielkości dostaw chodzi. Zależy nam na dostosowaniu ilości do naszych potrzeb, dlatego przy określaniu kontraktowanego wolumenu uwzględniamy fakt budowy terminalu gazowego w Świnoujściu i przyszłe dostawy LNG na poziomie 2,5 mld m sześc.
● Ostatnio pojawiły się informacje, że Ministerstwo Gospodarki zaproponowało stronie rosyjskiej przesunięcie punktu odbioru gazu, płynącego rurociągiem jamalskim do zachodnioeuropejskich kontrahentów, z dawnej granicy Unii w Mallnov do Kondratek.
– Takie rozwiązania nie były przez resort proponowane. W świetle toczących się negocjacji ze stroną rosyjską tego typu publikacje szkodzą polskim interesom.
● Wielu ekspertów twierdzi, że zamiast kupować gaz za granicą, powinniśmy zwiększyć krajowe wydobycie. Czy mamy takie możliwości?
– Zwiększenie własnego wydobycia to najlepsze źródło dywersyfikacji. Moim zdaniem mamy możliwości, by pozyskiwać z krajowych złóż więcej. Mamy udokumentowane zasoby gazu na poziomie 139 mld m sześc. Tzw. złoża perspektywiczne są rzędu 650 mld m sześc., choć niektórzy naukowcy z Akademii Górniczo-Hutniczej szacują je na dużo większe.



● Dlaczego zatem nie zwiększamy eksploatacji krajowych złóż?
– PGNiG przeznacza rocznie na prace poszukiwawcze 650 mln zł. To dużo, choć za mało. Dlaczego? W Polsce tzw. współczynnik sczerpania złóż wynosi 0,98. Oznacza to, że mniej odkrywamy, niż eksploatujemy. Współczynnik ten na prawidłowym poziomie powinien więc wynieść 1,2.
Wydobywamy 4,5 mld m sześc. rocznie, a Niemcy, którzy dysponują podobnymi zasobami udokumentowanymi jak Polska – 9 mld m sześc. Gdybyśmy osiągnęli taki poziom eksploatacji złóż, jak zachodni sąsiedzi, przy krajowym zużyciu gazu na poziomie 14,5 mld m sześc., bylibyśmy w doskonałej sytuacji. Aby tak się stało, potrzebujemy zejść z poszukiwaniami i wierceniami na głębokość 5–7 tys. m. A to niezwykle kosztowne przedsięwzięcie. Wykonanie takiego jednego odwiertu to bowiem inwestycja nawet 100 mln zł. Tymczasem poszukiwanie na tej głębokości to loteria. Istnieje zagrożenie, że otwór nie trafi w złoże i 100 mln zł przepada. Dużo zależy zatem od prac geofizycznych, które potrafią z pewną dokładnością określić, w jakim miejscu są przesłanki ku temu, by znajdowały się tam węglowodory. Z tego punktu widzenia największy potencjał wydaje się mieć struktura geologiczna czerwony spągowiec. Trwają tam obecnie poszukiwania. To jednak bardzo czasochłonny proces. Trzeba podkreślić, że od momentu rozpoczęcia prac poszukiwawczych do uzyskania gazu ziemnego z otworu mija nawet osiem lat.
● Istotny problem dla bezpieczeństwa energetycznego kraju to przedłużenie rurociągu Odessa–Brody do Polski. Realizacja wydaje się coraz mniej realna.
– To projekt trudny, ale szalenie istotny. Zależy on od równoczesnego zaangażowania się kilku państw w realizację. Niedawno prezydent Lech Kaczyński był z wizytą w Azerbejdżanie. Ten problem był poruszany w jej trakcie. Jest poparcie strony azerskiej. Tym bardziej jeśli uwzględnimy intensywne działania Federacji Rosyjskiej związane z budową rurociągu BTS-2, omijającego Polskę, należy się spodziewać, że rola rurociągu Przyjaźń w perspektywie czasu osłabnie. W związku z tym dostawy ropy z innych kierunków byłyby dla nas wskazane. Projekt stwarza dodatkowe możliwości poprawy bezpieczeństwa energetycznego Polski. Miejmy nadzieję, że wszystkie uczestniczące w tym projekcie państwa i strony będą podchodziły do jego realizacji z jednakowym zaangażowaniem. Im więcej mamy połączeń transgranicznych, dla ropy naftowej i paliw, tym bardziej możemy czuć się bezpieczni.
● Czy potrzebne są nam paliwowe rurociągi transgraniczne? Przeciwni budowie np. tego na Białoruś są Orlen i Lotos.
– Polityka energetyczna rządu ukierunkowana jest na zapewnienie stabilnych dostaw paliw na poziomie gwarantującym zaspokojenie potrzeb krajowych, po akceptowanych przez gospodarkę i społeczeństwo cenach, m.in. poprzez dywersyfikację źródeł i kierunków dostaw. Transgraniczne połączenia, szczególnie dla przesyłu oleju napędowego, wpisują się w politykę rządu w zakresie pozyskiwania paliw z innych źródeł. Biorąc pod uwagę rosnące zużycie tego paliwa, nie tylko w Polsce, ale w całej Europie, a także brak możliwości całkowitego pokrycia zapotrzebowania na to paliwo przez krajowe rafinerie – część dostaw na rynek musi być pokrywana przez dostawy zewnętrzne. Polsce potrzebne są tego typu rurociągi. Gwarantują one nie tylko najtańszy środek transportu importowanych paliw, ale stanowią dodatkowe źródło obopólnego zasilania w paliwa stron w przypadku wystąpienia sytuacji kryzysowych.
● MACIEJ KALISKI
prof. dr hab. inż., pracownik naukowo-techniczny Akademii Górniczo-Hutniczej