Rozmawiamy z MICHAŁEM SZUBSKIM, prezesem Polskiego Górnictwa Naftowego i Gazownictwa - Jesteśmy krajem Unii Europejskiej, a jednocześnie wszystkie kraje sąsiadujące załatwiły swoje interesy z Rosją bilateralnie. Gdzie jest zatem legendarna solidarność energetyczna?
● Z punktu widzenia bezpieczeństwa energetycznego Polski istotna jest dywersyfikacja nie tylko kierunków, ale również źródeł dostaw. Emfesz ma jednak gaz od Gazpromu, od którego próbujemy się uniezależnić. Niektórzy eksperci ostrzegają, że również w przypadku kontraktu na dostawy LNG, który PGNiG podpisało z Katarem, ostatecznie gaz może dostarczyć nam ponownie Gazprom. Czy to realna groźba, jeśli ten koncern wróci do planów budowy terminalu gazu skroplonego na Bałtyku?
– Powstanie tego terminalu stoi pod dużym znakiem zapytania. Poza tym Katar już raz proponował Polsce dostawy gazu i ich zaangażowanie w dostarczanie LNG do naszego kraju jest niezagrożone. Nasi partnerzy z Kataru mają w budowie duże instalacje skraplające, więc nie interesują ich raczej kontrakty typu swap z Gazpromem, muszą bowiem gdzieś na rynku światowym ulokować swój gaz, w tym w Polsce.
● Kontrakt z Qatargasem zagospodarowuje niewiele ponad 50 proc. możliwości przeładunkowych świnoujskiego terminalu. Czy zatem PGNiG podpisze jeszcze jeden kontrakt terminowy?
– Jeśli terminal ma być elementem systemu bezpieczeństwa energetycznego, to nie może być zakontraktowany „pod korek”. Zakontraktowanie go w 100 proc., w sytuacji gdy wypada jakikolwiek inny kontrakt na dostawy, sprawi, że przestanie on pełnić rolę zaworu bezpieczeństwa. Nie będzie wówczas luzu w bilansie, który pozwoli uzupełnić dostawy. Nie wykluczamy co prawda dodatkowych dostaw średniookresowych i krótkoterminowych, ale na mniejszą skalę.
● A co z kontraktem na dostawy 2,5 mld m sześc. gazu, który miałby obowiązywać od 2010 roku?
– Dzisiaj każda nasza próba powrotu do rozmów o kontrakcie na 2010 rok i lata następne kończy się oświadczeniem Rosjan, że jak będzie spotkanie komisji międzyrządowych, to sprawa ta będzie ustalona. Niech więc spotkają się grupy międzyrządowe, które mają uzgodnić projekt porozumienia.



● Problemy z zawarciem kontraktów na dostawy do Polski gazu ziemnego ze wschodu to dobry przyczynek do rozważań nad solidarnością energetyczną w Europie.
– Mam wrażenie – m.in. na podstawie naszych doświadczeń z kryzysu gazowego z początku roku i jego skutków dla Polski – że solidarność energetyczna to dzisiaj głównie nośne hasło. Chciałbym, żeby wypełniło się konkretną treścią. Jesteśmy krajem Unii Europejskiej, a jednocześnie wszystkie kraje sąsiadujące swoje interesy z Rosją załatwiły bilateralnie. Zarówno po stronie politycznej, jak i biznesowej. Firmy przedłużyły swoje kontrakty, a na przestrzeni ostatnich lat wygasało ich kilka. I nie było wcale tak, że usiedli wszyscy członkowie UE negocjować z Rosją dostawy dla Europy, tylko każda firma oddzielnie, pod auspicjami swego rządu, dogadała warunki dostaw. Tak ostatnio zrobiły Włochy, Niemcy i Francja. Każdy zakontraktował sobie umowy na dostawy na ponad 20 lat. Pytam zatem, gdzież jest ta legendarna solidarność energetyczna, o której tyle się mówi?
To jednak niejedyny problem rynku gazu w Europie.
● Mianowicie?
– Warto zastanowić się, dokąd prowadzą nas dalsze zmiany dyrektyw UE. Nieszczęściem jest, że dyrektywy przygotowane są dla sektora gazowego i elektroenergetycznego wspólnie. Z jakiegoś powodu oba rynki traktuje się podobnie, mimo że istnieje między nimi bardzo poważna różnica. Na rynku energii elektrycznej, zarówno w Polsce, jak i we wszystkich krajach Unii jest duża liczba wytwórców lokalnych. Tu pewne uregulowania związane z liberalizacją rynku mają sens, bo mamy do czynienia z wieloma dostawcami. Natomiast rynek gazu, jakbyśmy na to nie patrzyli, jest rynkiem dostawców, których jest raptem kilku. Rosja, szelf norweski, niewielkie wydobycie duńskie i holenderskie, trochę wydobycia krajowego w pozostałych krajach i dostawy gazu skroplonego. To pięć, sześć podmiotów, które dysponują wydobyciem. To oni dyktują warunki. Tymczasem co robi się po stronie odbiorców? Następuje rozdrobnienie podmiotów odpowiedzialnych za dostawy gazu. Przykładem może być dawne PGNiG, z którego wydzielono operatora przesyłowego, czyli Gaz-System, oraz sześć spółek dystrybucyjnych. Nie widzę pozytywnych efektów budowy przez ostatnie siedem lat tzw. liberalnego rynku gazu, poza tym, że wszystkie firmy na polskim rynku – w wyniku podziału – stały się słabsze.
● Ideą procesu liberalizacji miała być poprawa sytuacji klienta.
– Tylko gdzie ten klient zyskuje. Cenowo na pewno nie, bo jeśli jedna organizacja dzieli się na dwie, to na pewno nie będzie taniej. Każda z organizacji generuje swoje koszty stałe, które kiedyś były kosztami skoncentrowanymi. Po rozdzieleniu siłą rzeczy następuje multiplikacja tych kosztów. Zastanawiam się więc, gdzie interes klienta jest lepiej chroniony? Moim zdaniem stajemy się coraz słabsi wobec tych kilku dostawców gazu. W efekcie potrafią oni bezwzględnie wykorzystać nasze słabości. Trzeba sobie uświadomić, że to oni rządzą rynkiem.
● Wydobycie krajowe jest istotnym elementem w zaopatrzeniu krajowego rynku. O ile PGNiG mogłoby zwiększyć jego udział w konsumpcji gazu?
– Jeśli w dłuższej perspektywie utrzymamy wydobycie na poziomie 4,5-5 mld m sześc. gazu rocznie, to będzie to optymalny układ wydobycia. Proszę pamiętać, że czas od rozpoczęcia prac na koncesji do aktywizacji złoża w bardzo ekspresowym tempie to 8–10 lat. Dzisiejsze odkrycia są więc pokłosiem pracy poprzedników.
● W sytuacji gdy konsumpcja gazu ma wzrosnąć do 2015 roku z obecnych 14 mld do 18 mld m sześc., oznacza to, że udział wydobycia własnego spadnie?
– Zawsze stawialiśmy sobie ambitny cel, że utrzymamy 30 proc. wydobycia w krajowym zużyciu gazu, nawet przy rosnącym zużyciu. Do takiego stanu powinniśmy dążyć. Czy to będzie realne? Nie wiem. Na pewno bez dużych inwestycji nie da się tego zrobić. Prace poszukiwawczo-rozpoznawcze i budowa nowych kopalń kosztują. Jeżeli nie będzie odwagi do podejmowania tak dużych zadań inwestycyjnych, nie będzie też wydobycia na takim poziomie. Wydaje mi się jednak, że przy obecnym budżecie na poszukiwania ropy i gazu w Polsce, który wynosi 650 mln zł, robimy maksimum tego, co jesteśmy w stanie rzetelnie wykonać.