Czego jak czego, ale rozmachu nam Polakom odmówić nie można. Po fajerwerkach transportowych, czyli dostarczeniu do Polski dreamlinera i po świeżej premierze pociągu pendolino, mierzymy coraz wyżej. Tym razem planujemy podbój kosmosu. Wojskowi inżynierowie projektują system satelitów, które za pięć lat umieścimy na orbicie okołoziemskiej i będziemy za ich pośrednictwem zaglądać Putinowi do talerza, czytać jego maile i w ogóle trzymać go krótko.

Ktoś powie: wyśmiać można wszystko. To prawda, więc teraz już serio. Oczywiście własne źródła informacji nasze służby specjalne i wojsko mieć muszą. Polsce należy się to bez dwóch zdań. Problem w tym tylko, że budowa takiego systemu od razu powinna zostać objęta specjalnym wsparciem rządu, który naukowcom powinien po pierwsze usunąć wszystkie przeszkody, po drugie sowicie zapłacić. O nic konstruktorów polskich satelitów nie podejrzewam, ale już stali się oni celem zagranicznych wywiadów, które o naszym sprzęcie – zanim on jeszcze powstanie – będą chciały wiedzieć więcej niż my. Liczę na to, że i nasze służby mają takie przeświadczenie i nie dadzą sobie przy tym projekcie w kaszę dmuchać. A jeśli będzie on innowacyjny i rewelacyjny, być może kupią go nawet od nas Amerykanie. Oby tylko nie płacili używanymi banknotami z czarnej walizki. Taki numer już chyba nie przejdzie.