Cięcia w Parlamencie Europejskim to bardzo dobry pomysł. Dlaczego poseł do PE ma mieć przywilej latania klasą biznes na mało męczących trasach europejskich?
I tak wielu z nich korzysta z tanich linii, by później odbierać kwotę, która jest równowartością klasy biznes. Dlaczego poseł ma dysponować nieracjonalnie wysokim budżetem na asystentów? Znane są głośne przypadki zatrudniania członków rodzin i znajomych. Dlaczego ma dostawać diety za podpisanie listy obecności, gdy w rzeczywistości nie brał udziału w pracach PE.
Jeśli ogólnie akceptowaną poprawnością polityczną w Unii są cięcia, także unijne instytucje powinny zacisnąć pasa. Tym bardziej że często same udowadniały, że są mistrzami w marnotrawieniu wartości europejskich wyrażonych w euro.
Nie może być jednak zgody na oszczędzanie jedynie kosztem państw nowej Europy, takich jak Polska. Oszczędzanie nie może być ukrytą formą dyskryminowania tej nowej Europy. Jak piszemy dziś w DGP, średnie płace są różne w różnych częściach Unii, a zatrudniani przez posłów pracownicy ponoszą podobne koszty. Nie wierzę, że architekci reformy PE nie dostrzegają tego drobnego niuansu. Podobnie jest z limitem kilometrów, za które Bruksela zwraca pieniądze. Jakimś dziwnym trafem jest to tysiąc kilometrów, czyli z grubsza tyle, ile stara Europa ma do centrum decyzyjnego UE.
Takie ustawianie pomysłów pod wyrobionych graczy psuje ideę cięć w unijnych instytucjach. Rodzi bunt, który jak znam logikę działania biurokracji – skończy się tym, że oszczędności nie będzie wcale.