Wynik pierwszej debaty w amerykańskiej kampanii prezydenckiej jest oczywisty, a jej konsekwencje dla Demokratów bolesne. Obejrzawszy ten spektakl od początku do końca, muszę przyznać, że Romney był skuteczniejszy, jeżeli chodzi o język ciała i przekaz werbalny. Jest w tym jednak jakiś zgrzyt.
Tim Clapham, psycholog ekonomii, Uniwersytet Warszawski
Prezentacja Romneya była wspaniała, ale pozostawała w sprzeczności z jego wcześniejszymi deklaracjami. Ponieważ wierzę, że działania znaczą więcej niż słowa, myślę, że warto się przyjrzeć, w jaki sposób republikanin dorobił się swojej fortuny. Może to wiele powiedzieć nam o człowieku, który najwyraźniej porzucił retorykę Tea Party i w ciągu zaledwie 90 minut przeniósł się do centrum sceny politycznej.
Nie przeszkadza mi cudze bogactwo. Nie spędza mi snu z powiek to, że Rowling jest dziś jedną z najbogatszych kobiet na świecie, ponieważ potrafi opowiadać historie o przygodach kilku uczniów prywatnej szkoły. Ani że papka przedstawiana jako muzyka uczyniła Andrew Lloyda Webera jednym z najbogatszych ludzi w branży. Cieszę się z powodzenia świętej pamięci Steve’a Jobsa, który stworzył ascetyczną estetykę dla elektronicznych gadżetów. Zakładając, że płacą podatki, pomagają innym i nie wykorzystują swoich pracowników, ich majątek jest dla mnie jak najbardziej w porządku. Każda z tych osób dała społeczeństwu coś, czym możemy się cieszyć na co dzień.
Jednak fortuna Romneya bierze się z zupełnie innego porządku. „Forbes” szacuje jego majątek na prawie 231 mln dol. Jak to osiągnął? Sekret leży w świecie funduszy private equity i tak zwanych wykupach lewarowanych, czyli LBO.
Gorączkowy klimat finansowy, który panował przez 20 lat rządów Alana Greenspana w Fed, a który zakończył się spektakularnym krachem w 2008 r., zaowocował ekspansją sektora finansowego. Kontrola nad instytucjami finansowymi została zniesiona, ponieważ panowało przekonanie, że rynki najlepiej skontrolują się same. W rezultacie banki ochoczo pożyczały pieniądze funduszom private equity, deweloperom i każdemu, kto był gotów zapłacić atrakcyjne odsetki. W tym klimacie fundusze private equity rozkwitały, odchodząc od swojej klasycznej roli, czyli budowania firm od zera lub restrukturyzowania podupadających przedsiębiorstw, na rzecz modelu, którego symbolem stał się Gordon „Chciwość jest Dobra” Gekko z filmu „Wall Street”.
Fundusz identyfikuje cel przejęcia, zazwyczaj firmę z dużą płynnością finansową. Bardzo często jest to przedsiębiorstwo z tradycjami, którego założyciele przeszli na emeryturę lub nie zgodzili się na przyjęcie tej zatrutej pigułki. Fundusz private equity legitymuje się pewnym kapitałem własnym, ale większość pożycza od życzliwych instytucji finansowych, takich jak Goldman Sachs lub Citigroup. Stosunek kapitału do zadłużenia nazywany jest lewarem. Przejmowana firma jest potem obciążona długiem zaciągniętym na poczet jej przejęcia.
W takich okolicznościach Romney robił karierę jako prezes Bain Capital. Napisał nawet książkę zatytułowaną „Przełom”, w której chwali się osiągnięciami w tej roli. Swoją polityczną pozycję zbudował na reputacji zbawcy firm.



Fundusz Bain przejmował przedsiębiorstwa de facto za darmo. Nie był zainteresowany produktem, pracownikami ani nawet klientami, nie miał też pojęcia o danym biznesie. Nie potrzebował perspektywy długoterminowej. Liczyły się tylko krótkoterminowe zyski.
By przejęta firma mogła obsłużyć dodatkowe zadłużenie, musi zostać zrestrukturyzowana. Pod tym eufemizmem kryje się zazwyczaj wyrzucenie wielu pracowników, redukcja świadczeń, ograniczenie płac i wyprzedaż aktywów. Jeżeli firma nie udźwignie tych ciężarów, jej aktywa mogą zostać wykorzystane do spłacenia należności wobec banku. Przedsiębiorstwo może również zostać odchudzone, a to, co z niego pozostanie – przekształcone w nową spółkę. Tak czy inaczej Bain sprzeda firmę z godziwym zyskiem, z którego wypłacona zostanie sowita dywidenda i prowizje dla menedżerów. American Pad and Paper został przejęty przez Bain w 1992 r. za 5 mln dol. i przyniósł funduszowi 100 mln w ciągu czterech lat. Później zbankrutował. KB Toys został przejęty tuż przed tym, zanim Romney sprzedał swoje udziały w Bain. Fundusz zarobił 18 mln dol., a banki 302 mln. Bain obciążył KB długiem, ale i tak zdołał z niego wyciągnąć 120 mln dol. w gotówce. KB w efekcie zbankrutował. Trzeba uczciwie powiedzieć, że destrukcja nie jest jedynym sposobem działania funduszu, ale gigantyczne zwiększanie zadłużenia jest jego typową metodą działania.
Bain nie jest najgorszy. Zatrudnia zespół konsultantów od spraw restrukturyzacji i reorganizacji przejmowanych firm, ale zasadniczo ten proces nie ma na celu tworzenia miejsc pracy. Chodzi raczej o maksymalizację zwrotów finansowych dla Bain i jego klientów, bez względu na konsekwencje dla lokalnych społeczności.
Gros zysków osiąganych przez firmy przejęte przez fundusze private equity, pochodzi z kieszeni podatnika. Dziwaczne prawo podatkowe sprawia, że zastąpienie kapitału długiem generuje znaczące zwroty w postaci dywidendy, bo ta jest opodatkowana, a odsetki od długu można odliczyć od podstawy opodatkowania.
Stratami z tytułu przychodów podatkowych fundusze private equity obciążają społeczeństwo. To koszty bezrobocia, zarówno społeczne, jak i finansowe, ograniczenia pensji, straty podatkowe, kiedy firma jest zarejestrowana w rajach podatkowych, a w dłuższej perspektywie szkody dla potencjału produkcyjnego kraju.
Co za paradoks. Kandydat na prezydenta USA krytykuje nadmierne zadłużenie rządu i leje krokodyle łzy nad bezrobociem, mimo że jego kariera i majątek zostały zbudowane na długu i niszczeniu miejsc pracy. Którego fortuna powstała na pożyczonych pieniądzach i ciężkiej pracy innych, ale który płaci podatki znacznie niższe niż większość obywateli. Warto też przypomnieć powód, dla którego zadłużenie kraju, tak ostro przez niego krytykowane, jest tak wysokie. W dużej mierze to wynik łupieżczej polityki klasy finansowej, której jest eksponowanym przedstawicielem. Nie mogę się już doczekać drugiej debaty prezydenckiej.