Niemcy i Francja uwielbiają rozmywać mozolnie negocjowane umowy. W 2005 r. dały zielone światło do łamania paktu stabilności i wzrostu, który zakazywał nadmiernego zadłużania. Za przykładem europejskiego motoru poszło Południe UE.
Efektem jest kryzys zadłużenia. Dziś europejscy liderzy rozmywają wynegocjowany niedawno pakt fiskalny. Jeszcze do niedawna miał on być lekiem na wszystkie bolączki unii walutowej. Teraz zagraża wzrostowi gospodarczemu, a istotę umowy kwestionuje już nie tylko nowy, socjalistyczny prezydent Francji Francois Hollande. Premierzy krajów związkowych RFN również odrzucają dyscyplinę fiskalną i żądają od kanclerz Merkel nowych wydatków na pobudzenie gospodarki. Podobnie opozycja z SPD.
Zarówno zabiegi Hollande’a, szantaż Bundesratu, jak i stanowisko SPD pokazują, jak bardzo zniuansowany jest obraz dobrych oszczędzających Europejczyków z północy i złych żyjących na kredyt Południowców. Nie ma czegoś takiego jak euro Północy i euro Południa. Francuzi chcą drukowania pieniędzy i dalszych wydatków. Niemcy po cichu marzą o pobudzaniu gospodarki na kredyt. Holendrzy odrzucają cięcia i wierzą populiście Wildersowi. Belgowie mają problem z długiem publicznym. Północ cierpi na te same choroby co Południe. Nie ma sterylnej, wolnej od populizmu i życia na kredyt Unii Północy.