Brak pracy dla połowy młodych ludzi, piąty z rzędu rok recesji, spadek o 1/3 średniej płacy – taki, zdaniem Aten, jest efekt polityki narzuconej przez Angelę Merkel.
Żebracy na ulicach greckich miast i brutalne starcia z policją mają poruszyć sumienie Europy oraz doprowadzić do izolacji niemieckiej kanclerz, tak by w końcu odpuściła Grekom kurację uzdrawiającą. O tym, jak bardzo ta ocena jest rozpowszechniona, świadczą niedawne wybory, w wyniku których blisko 2/3 głosów padło na populistyczne ugrupowania dążące do zerwania programu oszczędnościowego.
Grecy się jednak mylą. Do stanu, w jakim znajduje się ich kraj, doprowadzili sami. Nie tylko przez dziesięciolecia, które poprzedziły wybuch kryzysu, gdy rozwój Grecji paraliżowały układy korupcyjne, a Ateny fałszowały dane przesyłane do Brukseli. Winne są też ostatnie cztery lata, podczas których związki zawodowe robiły, co mogły, by m.in. zablokować prywatyzację i otwarcie na konkurencję chronionych zawodów.
Czy pokuta za grzechy jest zbyt surowa? Od wybuchu kryzysu dochód narodowy Grecji spadł łącznie o 14 proc. Jednak w trakcie szokowej terapii Leszka Balcerowicza polski PKB stracił 19 proc. swojej wartości i to wychodząc ze znacznie niższego poziomu rozwoju, niż mieli Grecy przed kryzysem. Dowód cierpliwości dali też sami Niemcy. Zainicjowana przez Gerharda Schroedera na początku tego wieku reforma rynku pracy i systemu zabezpieczeń społecznych ograniczyła pomoc państwa i zwiększyła rozwarstwienie społeczeństwa.
Jej efekty stały się odczuwalne dopiero po 10 latach. I choć ceną za reformy była utrata władzy przez kanclerza, to i w tym przypadku Niemcy się nie zbuntowali. Drastyczne cięcia budżetowe ze spokojem znieśli nie tylko Łotysze, których dochód narodowy tylko w 2009 roku spadł o 18 proc., ale także Irlandczycy, Islandczycy i Brytyjczycy.
Wierzyciele wyłożyli na ratunek Grecji 250 mld euro. Nigdy na uratowanie państwa przed bankructwem nie przeznaczono tak wiele. Tak ogromne wsparcie wynika z obawy Berlina, że upadek Aten wywoła efekt domina i doprowadzi do rozpadu całej strefy euro. Jeśli jednak reszta unii walutowej się ustabilizuje, a Grecy nie zabiorą się do reformowania swojego kraju, kurek z pomocą zostanie zakręcony. Wówczas w Atenach euro znów zastąpi drachma. A Grecy będą mogli pomstować, ile chcą, na Niemców, nikt tego nie będzie już słuchał.