Tydzień temu jadłem kolację w towarzystwie prezesa potężnego europejskiego koncernu, którego produkty każdy z nas ma w swoim domu. Rozmowa dotyczyła perspektyw gospodarczych Europy i naszego regionu. Gdy przedstawiłem, w jaki sposób próbuje się w strefie euro „zadrukować” problem kryzysu zadłużenia, prezes zaproponował, że opowie krótką historię.
Do przeżywającego kłopoty jedynego hotelu w wiosce na pięknej greckiej wyspie przyjeżdża niespodziewanie niemiecki turysta i pyta, czy są wolne pokoje. Hotelarz kiwa głową, bo prawie wszystkie są puste. Niemiec prosi o klucz, żeby zobaczyć, czy pokój mu odpowiada, i jako kaucję zostawia na kontuarze 100 euro. Dostaje klucze do kilku pokoi i idzie na górę je obejrzeć. W tym czasie hotelarz bierze stówę i pędzi do rzeźnika, żeby zapłacić część rachunków. Rzeźnik bierze tę samą stówę i idzie do rolnika, żeby mu zapłacić za świnię, którą wziął na kredyt w zeszłym tygodniu. Rolnik z tą samą stówą idzie do jedynej lokalnej prostytutki, żeby jej zapłacić za ostatnią wizytę. Prostytutka z tym samym banknotem idzie do hotelu i płaci hotelarzowi 100 euro za dwie noce z klientami w hotelu. Po chwili Niemiec wraca i mówi, że niestety pokoje mu się nie podobają, zabiera swoje 100 euro (ten sam banknot, tylko trochę bardziej pomięty) i wychodzi.
Jak już skończyliśmy się śmiać, to zaczęliśmy się zastanawiać, jak to możliwe, że nikt nic nie wyprodukował, nie pojawiła się żadna nowa usługa, a cała wioska pospłacała swoje długi i może z większym optymizmem spojrzeć w przyszłość. Ta krótka historyjka pokazuję potęgę podaży pieniądza. Jeżeli brakuje go w gospodarce, to podmioty gospodarcze mogą się nawzajem zadłużyć i w pewnym momencie aktywność zacznie zamierać. W takiej sytuacji wstrzyknięcie gotówki do obiegu może zdziałać cuda. Oczywiście trzeba uważać, bo gdyby Niemiec zostawił w hotelu depozyt w wysokości miliona euro, to hotelarz zapłaciłby rzeźnikowi za rok z góry, więc tamten do razu podniósłby ceny, podobnie rolnik i prostytutka, czyli w wiosce pojawiłaby się inflacja i pozostali klienci rzeźnika, rolnika i prostytutki odczuliby to jako drastyczny spadek siły nabywczej swoich wynagrodzeń.
Niestety ta historia nie jest odpowiednia do analizy obecnych problemów Grecji, ponieważ wioska nie ma długów wobec reszty świata, tylko dług wewnętrzny, który został spłacony. Żeby opowieść pasowała do realiów, musimy jeszcze dołożyć chińską pralnię w pobliskim miasteczku, której każdy jest winien 100 euro za pranie, czyli dług wioski wobec miasteczka wynosi 400 euro. Po tej operacji nie zmieni się, a może jeszcze wzrosnąć, bo hotelarz, rzeźnik, rolnik i prostytutka zamiast zajmować się biznesem, biegali po wiosce, żeby spłacić długi, więc mogli przegapić klientów i zarobić mniej, a więc tym bardziej nie starczy na zapłatę za pranie. Jedyny sposób, żeby spłacić pralnię, to pozyskanie większej liczby klientów.
Ta historia nie może też tłumaczyć problemów strefy euro, ponieważ kraje południa Europy są winne pieniądze Niemcom, zresztą z każdym dniem coraz więcej, co pokazuje system płatności strefy euro Target 2.
Natomiast spora część długów w strefie euro to długi wewnątrz poszczególnych krajów. Rząd Włoch jest winien pieniądze swoim obywatelom, bo sprzedał im swoje obligacje, żeby sfinansować rozdęte wydatki. Obywatele są winni rządowi pieniądze w postaci niezapłaconych podatków z szarej strefy. A ponieważ nie płacili podatków, uzyskali większe zyski z prowadzonych biznesów, które ulokowali w obligacjach rządu. Te jednak mogą okazać się nic niewarte, podobnie jak w Grecji, jeżeli dług włoskiego rządu będzie dalej rósł.
Stworzenie mechanizmów ujawnienia się szarej strefy w powiązaniu z tanim kredytem dostępnym dla biznesu może uruchomić podobne mechanizmy jak w tej greckiej wiosce. Niestety, dane z banku centralnego Włoch pokazują, że pomimo wydrukowania ponad biliona euro koszty pożyczek dla małego i średniego biznesu we Włoszech rosną, bo włoskie banki wolą kupować obligacje rządu, niż pożyczać firmom. A dalsze zwiększanie skali druku pieniądza przez EBC grozi inflacją. Zatem mechanizm opisany w historii z greckiej wioski niestety nie działa.
Jaki z tego wniosek? Nie istnieje magiczna metoda uratowania krajów południa Europy przed kryzysem dzięki wydrukowaniu pieniędzy. Południowcy muszą się wziąć do roboty, zarobić i oddać co pożyczone. Albo zbankrutować.
Turysta dał hotelarzowi w zastaw 100 euro. Ten dał je rzeźnikowi, rzeźnik rolnikowi. Jeden banknot spłacił wewnętrzny dług całej wioski.