Bank nie jest instytucją charytatywną więc musi zarabiać. Powinien to jednak robić w taki sposób, żeby klient nie czuł się nabity w butelkę. Takich standardów nie spełniają jednak te instytucje, które wpisały do regulaminów, że z konta osobistego nie wolno dokonywać rozliczeń firmowych, wymuszając tym samym na przedsiębiorcy obowiązek założenia konta firmowego.
Tymczasem w żadnych przepisach, czy to dotyczących podatków, czy ZUS, nie wspomina się o bezwzględnej konieczności rozliczania się właśnie z takiego konta – owszem, jest mowa o obowiązkowym koncie, ale po prostu bankowym.
Sprawa nie dotyczy oczywiście dużych firm, zatrudniających pracowników, dokonujących wysokich przelewów – tym konto firmowe jest niezbędne. Jednak ok. 1,5 miliona osób prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą powinno mieć wybór – czy decydują się na założenie konta firmowego, czy pozostają tylko przy osobistym. Klient powinien być jasno poinformowany o plusach i minusach jednego i drugiego rozwiązania. Może zdecyduje się na droższe zazwyczaj konto firmowe z droższą kartą firmową, ale w zamian za to gwarantujące możliwość wrzucenia w koszty wszelkich opłat za prowadzenie takiego konta i za produkty z nim związane. Ale może jednak z kalkulacji wyjdzie mu, że więcej zyska po prostu na tańszym koncie osobistym.
Bankowcy słyną z wielu pomysłów na zyski. W końcu są fachowcami od robienia pieniędzy. Dlatego nie przystoją im tak proste sposoby na wydrenowanie z pieniędzy kieszeni klientów. Niech raczej proponują takie rozwiązania, które pozwolą uniknąć coraz większej zachłanności fiskusa, czy wymyślą nowy ciekawy produkt pozwalający oszczędzać na emeryturę. Zostały zmuszone do likwidacji lokat antybelkowych, niech pogłówkują i wymyślą coś nowego, korzystnego dla klienta, ale oczywiście i dla nich. Jeśli produkt będzie atrakcyjny, sprzeda się na pniu.
Bo choć wszyscy psioczą na banki, to nie oszukujmy się – bez nich zdecydowana większość obywateli nie byłaby w stanie wymyślić nic lepszego niż oszczędzanie w skarpecie.