Obniżka ratingu dla najważniejszych krajów Europy nie oznacza katastrofy. Agencje ratingowe po tym, jak przegapiły poprzedni kryzys, teraz chcą dmuchać na zimne. Jednak ich siła sprawcza maleje, a głównym decydentem oceniającym wiarygodność krajów jest rynek.
Parę słów jednak ostatniej decyzji S&P należałoby poświęcić, dotyczyła bowiem ona najbogatszych krajów na świecie. W uzasadnieniu pogarszających się perspektyw Eurolandu S&P wymienia pięć przyczyn. Jest to zacieśnienie warunków kredytowych, rosnąca liczba krajów strefy euro w obszarze ryzyka systemowego, delewarowanie gospodarki, słabnące perspektywy wzrostu oraz przeciągająca się dyskusja wśród decydentów europejskich na temat prób wyjścia z kryzysu. W sumie nic nowego. Sama decyzja jako taka była spodziewana. Najwięcej emocji wzbudziła oczywiście obniżka najwyższego ratingu Francji. Wiarygodność Francji bez wątpienia była niższa niż jej głównego partnera politycznego w Europie, jakim są Niemcy. Decyzja S&P jest odzwierciedleniem stanu rzeczy, jaki i tak miał miejsce. Co więcej, jeśli ta sama agencja obniżyła latem zeszłego roku najwyższy rating dla USA, to tym bardziej należało obniżyć Francji z podobnym poziomem zadłużenia, ale z gorszymi perspektywami wzrostu gospodarczego. Co więcej, zaangażowanie Francji w ratowanie fiskalne Eurolandu jest dodatkowym argumentem za podważeniem jej najwyższej wiarygodności kredytowej. To wszystko prawda, ale w znacznej mierze to, czy dany kraj ma najwyższą wiarygodność, czy też nie, zależy od oceny rynków. Decyzja o obniżce najwyższego ratingu dla USA w zeszłym roku spotkała się ostatecznie z odrzuceniem jej przez rynki finansowe – Stany Zjednoczone są w światowej czołówce krajów najtaniej emitujących dług. Z Francją będzie inaczej, spodziewam się, że w dłuższym okresie rentowności jej papierów zbytnio w wyniku tej decyzji się nie zmienią. W tym sensie można uznać, że decyzje S&P były zgodne z wcześniejszą oceną rynku.
I tak głównym decydentem oceniającym wiarygodność kraju jest rynek, a nie agencje ratingowe
Nie można uznać, że decyzja S&P jest katastrofą dla krajów, których dotyczy. Szczególnie dla tych, którym ocena wiarygodności została obniżona z najwyższego poziomu, czyli z potrójnego A. Wciąż są to przecież jedne z najbardziej wiarygodnych krajów świata, nadal będą bez problemów plasować na rynku swój dług. To, na ile ocena wydana przez S&P była uzasadniona, pokażą najbliższe miesiące. Na przykład w przypadku Austrii ryzyko związane z jej poziomem zadłużenia w relacji do PKB jest ściśle związane z sytuacją na Węgrzech i szerzej z ryzykiem poniesienia strat również w innych krajach Europy Środkowo-Wschodniej, gdzie zaangażowane są austriackie banki (akurat Polska do tych krajów nie należy). Jeśli sprawdziłby się scenariusz bazowy, w którym mamy do czynienia ze stagnacją w strefie euro, ale nie dochodzi do jej rozpadu ani innych wielkich wstrząsów, to zapewne za jakiś czas Austria (a może i Francja) będą traktowane przez rynki lepiej, niż ocenia S&P. To oczywiście zależy od przebiegu kryzysu i od realizacji reform podażowych (czyli prowzrostowych) w tych krajach.
Co do przeprowadzanych reform pojawia się dużo kontrowersji. Również S&P ocenia, że działania oszczędnościowe ograniczają możliwości wzrostu gospodarki, a tym samym są argumentem za obniżką poziomu wiarygodności. Stwierdzenie to zwykle nie jest podważane, należałoby więc precyzyjniej ocenić, jakiego rodzaju działania oszczędnościowe są antywzrostowe. Bez wątpienia podwyżki podatków wzrostowi nie sprzyjają. Ale z ograniczeniem wydatków bywa różnie. Mianowicie część niewłaściwie adresowanych wydatków socjalnych, w wyniku ich ukrócenia, wyzwala bardziej efektywne działanie sektora prywatnego. Podobnie może być z chybionymi inwestycjami publicznymi. Należy być ostrożnym z tego typu ogólnymi ocenami, co pokazuje najnowsza historia. Dostosowanie fiskalne w Irlandii odbywało się głównie w części wydatków, a w w Grecji po stronie wzrostu opodatkowania gospodarki. Irlandia, która gdyby nie boom na rynku nieruchomości i ogromny jak na ten mały kraj sektor bankowy, prowadziła znacznie bardziej odpowiedzialną politykę budżetową niż Grecja. Zwracam szczególną uwagę na tę kwestię, gdyż po decyzji S&P pojawiły się głosy, że jest to czerwona kartka dla wprowadzania oszczędności w zadłużonych krajach. Niestety brutalna prawda jest taka, że po latach życia ponad stan bardzo szybko owoców nie zobaczymy. Choć niektóre reformy podażowe, jak te realizowane obecnie przez rząd włoski, polegające m.in. na wydłużeniu godzin pracy sklepów czy też likwidacji barier dostępu do wielu zawodów, mogą dać znacznie szybsze efekty, niż wielu sceptyków dziś sądzi.
Na koniec warto zwrócić uwagę, że obniżka francuskiego ratingu utrudnia cały proces ratowania zagrożonych krajów poprzez ESFS. Od dawna jednak uważam, że problemy europejskie powinna rozwiązywać jedyna do tego nadająca się instytucja, czyli MFW. Słabość pomysłu z ESFS uwidoczniły problemy Włoch, decyzja S&P je jeszcze przypieczętowała. Czas może wyjść poza myślenie polityczne, życzeniowe i zmierzyć się na poważnie z problemem. Główną zaletą tej obniżki ratingów może być jej rola otrzeźwiająca. Uzmysławia ona bowiem, w którym kierunku prowadzą niekończące się zgniłe kompromisy i rozwadnianie wcześniejszych ustaleń przez najważniejszych europejskich polityków. Niestety, jak pokazały nam doświadczenia ostatnich miesięcy, ten prysznic prawdopodobnie ostatni nie będzie.