W listopadzie uczestniczyłem w Brukseli w dyskusji na standardowy jak na tę szerokość geograficzną temat, czyli jak uratować świat. Dyskusja trwa do dziś i zapewne jeszcze parę kwartałów trwać będzie, ale oprócz argumentów ważna jest w niej też narracja.
Na zadawane w Europie pytanie, jak uratować świat, odpowiedzi można otrzymać z ust polityków (których wiedza w tym zakresie jest dość ograniczona), z prestiżowych mediów zajmujących się tematem, ale przede wszystkim z różnego rodzaju think tanków i instytutów badawczych, których to opinii zasięgają pozostali. Wspominam o tym, gdyż odnoszę silne wrażenie, że w Europie kontynentalnej (z wyjątkiem Niemiec) dominuje mocne przekonanie, że jedynym sposobem wyciągnięcia kontynentu z obecnych tarapatów jest Europejski Bank Centralny. W dyskusji, o której wspomniałem, padł dodatkowy argument. Mój interlokutor z jednego z czołowych brukselskich think tanków był zdania, że im gorzej będzie się działo na rynku, tym lepiej, gdyż tym większa będzie presja na EBC, aby w końcu „wziął się do roboty”. Ciekawe podejście, nieprawdaż?
W Polsce też obecne są tego typu głosy. Ostatnio minister finansów opowiedział się za tym, aby zaaplikować politykę EBC na naszym podwórku. W przypadku zbyt wysokich rentowności polskich papierów, wywołanych paniką rynkową, włączyłby się bank centralny, skupując je na rynku wtórnym. Widać tu silne przekonanie, że największą moc sprawczą w czasach kryzysu może mieć wyłącznie bank powołany do stabilności cen. Och, gdyby świat mógł być tak prosty...
EBC od dawna już skupuje dług zagrożonych państw. Szacuje się, że skupił ponad 200 mld euro obligacji krajów peryferyjnych, co jest mocnym dowodem na to, że bank powołany do stabilizacji cen, w tej nietypowej dla siebie działce, nie próżnował. Jednak zwolennicy dalszej interwencji EBC wskazują, że Fed zainwestował w skup papierów swojego rządu prawie 14 proc. PKB, co w porównaniu z 3 proc. PKB Eurolandu skupionymi przez EBC, jest słynną bazooką, na którą tak wielu czeka. Wniosek z tego porównania aż się sam narzuca – aby skutecznie przeciwdziałać kryzysowi, EBC musi znacznie więcej środków przeznaczyć na skup obligacji krajów peryferyjnych. A wtedy wszelkie bolączki znikną jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.

Wiadomo, że w razie utraty płynności zadłużonych krajów EBC zaangażuje każde środki, by nie doprowadzać do paniki, ale nie musi tego ogłaszać

Z takich prostych porównań mało jednak wynika. Po pierwsze nie ma dowodu, że polityka Fed była skuteczna. Można natomiast udowodnić, że ryzyko, które podejmował Fed, było znacznie mniejsze niż to, które podejmuje EBC, gdyż Fed emitował rezerwową walutę świata i niejako dzielił się ryzykiem inflacyjnym z całym globem, a EBC już nie ma takiego komfortu. Po drugie działania Fed były koordynowane z polityką rządu federalnego, a takiej możliwości EBC nigdy mieć nie będzie, gdyż rządy poszczególnych krajów prowadzą zgoła odmienne polityki i znajdują się w zupełnie innych miejscu, jeśli chodzi o skalę zadłużenia, konkurencyjność gospodarek, tempo ich wzrostu. Osłabianie dolara wpływało pozytywnie na bilans handlowy USA, tego efektu nie uzyskamy jednak słabym euro, np. dla Grecji. Słabsza waluta nie rozwiąże problemów tego kraju nawet w średnim okresie ze względu na skalę niezbędnego dostosowania, ale również z powodu braku jakichkolwiek przewag konkurencyjnych. Grecy po prostu nie mają czego eksportować.
Ale jest też znacznie poważniejszy problem. Deklaracja skupu obligacji przez EBC zdjęłaby jakąkolwiek presję z rządów krajów peryferyjnych, a przecież to tylko reformy, szczególnie te podażowe, pozwolą wejść tym krajom na ścieżkę wzrostu i stworzyć szansę na obsługę i spłatę zadłużenia. Jednocześnie skala skupu obligacji musiałaby być nielimitowana i nie ma pewności, czy skończyłaby się na 14 proc. PKB. I na koniec wreszcie EBC i tak skupuje dług zadłużonych krajów, nie deklarując tego otwarcie, dzięki czemu zostawia furtkę niepewności, co jest w tym wypadku kluczowe. Wiadomo przecież, że w przypadku utraty płynności EBC zaangażuje każde środki, aby nie doprowadzić do paniki na rynkach. Nie musi tego ogłaszać! Ważne jest jednak, aby bank centralny traktować jako instancję ostatniej szansy, a problemy rozwiązywać w sposób bardziej cywilizowany. Przypomnę, od tego jest MFW i jego program pomocy, uzależniany od postępu reform. Na przykładzie Węgier możemy na bieżąco obserwować, jak działa cała procedura.
Tak jak nie ma darmowych obiadów, Świętych Mikołajów i perpetuum mobile, tak nieograniczone skupowanie obligacji przez bank centralny, czy to na rynku pierwotnym, czy też na wtórnym, problemu braku konkurencyjności i zbytniego zadłużenia nie rozwiąże. W gospodarce jest jak w życiu – nie ma lekko.