Do interesującego dialogu ministra finansów i Narodowego Banku Polskiego na temat możliwości skupowania przez bank centralny rządowych obligacji na rynku wtórnym muszę wtrącić swoje trzy grosze.
Wydaje się bowiem, że w tym sporze oraz w dyskusji zogniskowanej wokół tej kontrowersji, pomija się jeden bardzo istotny element. W głośnym wywiadzie dla „Newsweeka” z 2 stycznia Jacek Rostowski stwierdził, że w „Polsce nie ma zakazu zakupu obligacji skarbowych przez NBP na rynku wtórnym. Jeżeli do wzrostu rentowności obligacji dochodzi na skutek paniki albo zarażenia wirusem z zewnątrz, a nie na skutek złego zarządzania finansami publicznymi, to może być celowe, aby NBP krótkoterminowo interweniował”.

Minister finansów i Narodowy Bank Polski muszą pamiętać o regulacjach UE

Ta wypowiedź spotkała się z natychmiastową reakcją NBP, który w specjalnym komunikacie oświadczył: „(...) zakup obligacji na rynku wtórnym przez NBP mógłby mieć miejsce jedynie w wyjątkowych sytuacjach głębokiego kryzysu, gdy stabilność krajowego systemu finansowego byłaby zagrożona”, podkreślając, że „obecne uwarunkowania makroekonomiczne i sytuacja finansowa Polski, czego potwierdzeniem są relatywnie niskie rentowności polskich obligacji skarbowych i umiarkowane ceny CDS, wskazują, że stabilność sektora finansowego nie jest zagrożona przez sytuację finansów publicznych”. Mowa w komunikacie jest także o niezależnej pozycji banku centralnego, który „wspiera politykę gospodarczą rządu, ale nie może go zastępować szczególnie w kwestiach związanych z zarządzaniem długiem publicznym”.
Pomijając te wszystkie akcenty, które wprowadzają wyraźną dystynkcję między stanowiskami obydwu instytucji publicznych, nie sposób nie zauważyć, że w pewnej kwestii stanowiska te są jednak wyraźnie zbieżne. Chodzi o samą możliwość nabywania przez bank centralny obligacji rządowych na rynku wtórnym. Nie wykluczył tego bowiem ani szef resortu finansów, ani NBP – w różny tylko sposób określone zostały w jednym i w drugim wypadku warunki, w jakich taka interwencja mogłaby nastąpić. Komunikat banku centralnego nie dostrzega bezpośredniego zakazu skupywania rządowych papierów dłużnych w konstytucji. Minister finansów nie widzi takiego zakazu w Polsce w ogóle.
Początkowo na gruncie obowiązującej konstytucji kwestia ta była sporna. Jej art. 220 ust. 2, do którego odwołuje się NBP, stanowi: ustawa budżetowa nie może przewidywać pokrywania deficytu budżetowego przez zaciąganie zobowiązania w centralnym banku państwa. W pierwszej chwili jesteśmy skłonni odnieść ten zakaz wyłącznie do ustawy budżetowej, ale dawno już zauważono, że zakaz ten musi odnosić się do wszystkich innych ustaw – ograniczenie go bowiem wyłącznie do ustawy budżetowej tworzyłoby sytuacje absurdalne i łatwe do obejścia. Pogłębiona interpretacja tego przepisu przenosi punkt ciężkości w analizie jego treści na cel tego unormowania. Nie chodzi przecież o samo zaciąganie zobowiązania, ale o jego skutek w postaci relacji, która się tworzy pomiędzy stronami zobowiązaniowego stosunku prawnego. Wszak chodzi o to, żeby bank centralny nie stawał się wierzycielem rządu i taki jest cel normy wyprowadzonej z cytowanego przepisu konstytucyjnego. Nie trudno bowiem sobie wyobrazić w jaki sposób bank centralny może pokrywać uszczerbek w swoich aktywach na skutek udzielania pożyczek rządowi – dodajmy: zwykle w przeszłości niekończących się.
Nasza akcesja do Unii Europejskiej i poddanie się, na zasadzie art. 91 ust. 3 Konstytucji, traktatowi o funkcjonowaniu Unii Europejskiej jako prawu pierwotnemu, stojącemu ponad ustawami zwykłymi, przesunęło szalę na rzecz zwolenników dopuszczalności nabywania przez bank centralny obligacji rządowych na rynku wtórnym. Artykuł 101 (nowy art. 123) przywołanego traktatu mówi wyraźnie o zakazie tylko bezpośredniego nabywania papierów dłużnych władz publicznych przez wszystkie banki centralne. Tym samym ingerencja tego typu na rynku wtórnym byłaby już dopuszczalna. Ale nie możemy zapominać w kontekście tego sporu o bardzo istotnym postanowieniu art. 108 (nowego art. 130) traktatu o funkcjonowaniu UE, gdzie mowa o innym zakazie. Mianowicie o zakazie przyjmowania przez banki centralne, a także przez członków któregokolwiek z ich organów decyzyjnych instrukcji od jednostek organizacyjnych Unii oraz rządów państw członkowskich. Bankom nie wolno nie tylko przyjmować takich instrukcji, ale także – co logiczne – zwracać się o takie instrukcje do rządów. Inne są bowiem zadania rządów, a inne banków centralnych, a właściwie całego Europejskiego Systemu Banków Centralnych. Te dwa światy posługują się nadto różnymi instrumentami, w różnych obszarach kompetencji. Miejmy nadzieję, że w czasach tak trudnych dla finansów publicznych w ogóle nie będziemy zapominali także o tym aspekcie. Noblesse oblige.