Zakończony w czwartek nad ranem szczyt UE nie zakończył jednocześnie kryzysu zadłużenia w strefie euro. Naiwna była zresztą wiara w to, że ten problem można rozwiązać w ciągu jednej nocy. Unijni przywódcy mieli inny cel: chcieli zapobiec rozlewowi obecnego kryzysu na pozostałe kraje strefy euro.
Czy im się to uda? Nie wiadomo.
Strefa euro jest dopiero na początku trudnej drogi. Dla powodzenia całej operacji najważniejsze są od lat odkładane reformy w nadmiernie zadłużonych krajach, zmniejszenie wydatków publicznych, najczęściej socjalnych oraz poprawa ich konkurencyjności. Bez tych zmian Europejski Instrument Stabilności Finansowej, nawet gdyby został powiększony do 2 bln euro, nie uchroni Europy przed potopem długu.
Uwaga inwestorów i unijnych przywódców przesunęła się w ostatnim czasie z Grecji, która jest już bankrutem, na Włochy, bo także zaczynają wpadać w poważne tarapaty.
Włosi od lat żyli na kredyt. Od blisko dwóch dekad ich dług publiczny przekracza 100 proc. PKB, a od początku obecnego kryzysu wzrósł do 120 proc. PKB.
Mimo nadmiernie wysokiego zadłużenia inwestorzy kupujący obligacje krajów, które miały wejść do strefy euro, traktowali je nad wyraz ulgowo. Od połowy lat 90. rentowność obligacji skarbowych sprzedawanych przez rząd w Rzymie znacząco spadła, a w efekcie zmniejszyły się także koszty obsługi ich zadłużenia. Przykładowo w latach 1995 – 2002 rentowność 10-letnich obligacji włoskich spadła z 12 do 5 proc., a w konsekwencji roczne wydatki publiczne na obsługę długu skurczyły się z ponad 11 do ok. 5,5 proc. PKB.
Spadek kosztów odsetek od długu pomógł Włochom zbić deficyt do wymaganego przez traktat z Maastricht poziomu 3 proc. PKB. Kredyt zaufania udzielony im przez inwestorów na rynku finansowym został jednak przejedzony. Zamiast dbać o dyscyplinę budżetową i ograniczyć dług, Włosi rozdymali swoje wydatki. Nie licząc kosztów obsługi długu, w latach 1995 – 2002 wzrosły one z 34,5 do 39,5 proc. PKB, a do 2007 roku zwiększyły się do 42 proc. PKB.
Eskalacja ekspansji fiskalnej nastąpiła w latach 2007 – 2009. Wtedy to rząd starał się na kredyt rozruszać skostniałą i niekonkurencyjną gospodarkę. W tym okresie wydatki publiczne Włoch bez kosztów odsetek wzrosły do ponad 47 proc. PKB. Zamiast ożywienia Włochów czeka teraz stagnacja. Według ostatniej prognozy Międzynarodowego Funduszu Walutowego w przyszłym roku gospodarka ich kraju ma wzrosnąć jedynie o 0,3 proc. Obok Grecji i Portugali, które będą wciąż pogrążone w recesji, słoneczna Italia ma być najwolniej rozwijającym się krajem w całej strefie euro.
Choć włoski dług publiczny w relacji do PKB jest niższy niż w Grecji, to stanowi on olbrzymie zagrożenie dla stabilności całej strefy euro. W tym roku przekroczy 1900 mld euro, a dla porównania dług Grecji to „zaledwie” 350 mld euro. W ujęciu absolutnym Włochy są drugim największym dłużnikiem w Europie. Pierwsze miejsce w tym rankingu zajmują Niemcy. W przeciwieństwie jednak do premiera Berlusconiego kanclerz Merkel stoi na czele kraju z silnie konkurencyjną gospodarką, która w ostatnich latach uelastyczniła swój rynek pracy i zaczęła podnosić wiek emerytalny. Te reformy są konieczne również we Włoszech, ale inwestorzy wątpią, czy obecnemu premierowi uda się szybko je wprowadzić. Włoskie rządy zaczynały już w przeszłości wiele planów uzdrowienia finansów publicznych, ale żaden z nich nie został w pełni zrealizowany.

Choć włoski dług publiczny jest niższy niż grecki, stanowi zagrożenie dla stabilności całej strefy euro. Od Italii zależy teraz, co dalej z Unią

Mało konkurencyjna gospodarka, która nie ma potencjału do szybkiego wzrostu, ma także niewielkie szanse na wyjście z problemu nadmiernego długu. Dwie dekady temu włoski PKB w przeliczeniu na mieszkańca był identyczny jak przeciętnie w krajach wysokorozwiniętych. Dzisiaj wydajność Włoch w przeliczeniu na mieszkańca jest aż o 30 proc. niższa od tej średniej. W ostatniej dekadzie spośród wszystkich krajów świata wolniej od Włoch rozwijały się tylko Haiti i Zimbabwe.
Przykład Grecji i Włoch pokazuje, że prymat polityki nad rachunkiem ekonomicznym okazał się bombą z opóźnionym zapłonem. Pierworodny grzech polityków, którzy zgodzili się, aby te kraje weszły do strefy euro wymaga pokuty, którą odprawią głównie europejscy podatnicy. Jeżeli Grecy i Włosi nie zdobędą się na reformy, to w przyszłości nasze dzieci będą uczyć się o Atenach i Rzymie nie tylko studiując historię starożytną, lecz także poznając historię nieudanego eksperymentu budowania dobrobytu na kredyt.