Ta cisza może zastanawiać. Jest bowiem jedno całkiem istotne ministerstwo, które pozostaje nieco na uboczu rządowego zamieszania. Wiadomo w zasadzie tylko tyle, że Aleksander Grad wielokrotnie deklarował brak zainteresowania dalszym sterowaniem resortem skarbu. Natomiast nad resztą zapadła właśnie intrygująca cisza.
A owa reszta to kwestia dalszej prywatyzacji i kształtu funkcjonowania firm z – jak to się pięknie określa – znaczącym wpływem Skarbu Państwa. Z tym drugim zagadnieniem wiążą się zresztą ciekawe doświadczenia z minionej kadencji. Rada Gospodarcza przy premierze opracowała model wyboru członków rad nadzorczych takich firm, resort Aleksandra Grada przekuł to na projekty odpowiednich aktów prawnych, trafiły one do Sejmu i skończyło się to słowem już kilkakrotnie użytym w tym tekście, czyli ciszą.
Można oczywiście zastanawiać się, czy model wypracowany przez radę zrealizowałby swój główny cel, czyli nominacji do rad fachowców najwyższej klasy. Tylko że, jak się okazało, nie było nawet szansy sprawdzić tego w praktyce. Co o tym zadecydowało? Nie będzie chyba wielkim odkryciem konstatacja, że ze spółkami Skarbu Państwa związanych jest sporo grup interesów, których naczelną strategią jest powstrzymywanie zmian. Być może mylę się, ale jakoś komponowało się to z brakiem zapału do wdrożenia nowych rozwiązań w parlamencie.
Nie najlepiej to wróży dalszym posunięciom resortu skarbu, a nawet szerzej, rządu, wobec majątku państwa. Pomijam już nawet odpowiedź na pytanie, czy prywatyzować do końca takie branże jak energetyka lub górnictwo. Czy państwo dalej powinno mieć w swoim portfelu instytucje finansowe – PKO BP czy PZU. Dyskusja o tym stała się bezprzedmiotowa, gdyż rządzący wielokrotnie podkreślali swój dystans do pozbywania się strategicznych spółek. I ludzie to zaakceptowali w wolnych wyborach. Można więc uznać, że czy nam się to podoba, czy nie, megaprywatyzacji nie będzie.
Pojawiają się za to inne pomysły na zagospodarowanie aktywów Skarbu Państwa.

O pomyśle funduszu majątku państwowego mówi się od paru miesięcy, na coraz wyższych szczeblach

Podejrzewam, że w momencie, gdy minie zamieszanie z tworzeniem nowego rządu, najbardziej będzie grany wariant stworzenia funduszu majątku państwowego, czyli funduszu grupującego aktywa największych spółek skarbu. Sporo tego – PZU, PKO BP, Orlen, PKP (jak to pogodzić z dosyć konkretnymi planami prywatyzacji kolei?), kopalnie, Lasy Państwowe. Łącznie do 30 spółek. Fundusz i jego aktywa – mówiąc w uproszczeniu – stałyby się rodzajem wsparcia dla innego funduszu wspomagającego budowę infrastruktury. Cała koncepcja ma przy braku prywatyzacji zapewnić jak największą efektywność spółek skarbu i jeszcze mieć korzystny wpływ na rozwój kraju.
O tym pomyśle mówi się już od ładnych paru miesięcy, był dyskutowany podczas Europejskiego Kongresu Finansowego w Sopocie, pracują nad nim McKinsey wraz z Instytutem Badań nad Gospodarką Rynkową, był przedstawiany wspomnianej Radzie Gospodarczej przy premierze. Czyli wędruje coraz wyżej na szczeblach drabinki władzy i nie zdziwiłbym się, gdyby się stał oficjalną strategią rządową. Na tym etapie zresztą ciężko oceniać sensowność tej koncepcji, wiadomo tylko, że jest wzorowana na różnych rozwiązaniach światowych – państwowych funduszach szwedzkich, brazylijskich, indonezyjskich i singapurskich. No i że przynajmniej część spółek skarbu powinna być bardziej efektywna, niż jest teraz, a nie funkcjonować jako obiekt walki o władzę i zaplecze dla grona kolegów.
Właśnie. Realizacja tego rodzaju pomysłów jak powstanie państwowych funduszy tak czy inaczej oznaczałaby dla firm Skarbu Państwa rewolucję. Jeszcze większą niż wspomniane wcześniejsze pomysły, które utknęły w sejmowych szufladach. Dlaczego więc, jeżeli nie udało się wtedy, teraz miałoby pójść gładko? Determinacja stanie się większa, pomysł jest lepszy? Być może tylko opór – nazwijmy to – materii – pozostanie ten sam.
Zwłaszcza że jeden z funduszy państwowych brany jako wzór dla polskiego rozwiązania, szwedzki, zatrudnia tylko 38 osób. Stanowczo zbyt mało, żeby zadowolić wszystkich.