Uwagę Europy pochłaniają długi strefy euro. Trudno w tych warunkach promować Partnerstwo Wschodnie. Warto jednak walczyć o nie na forach unijnych, bo to ważne dla całego kontynentu.

Czy warszawski szczyt Partnerstwa Wschodniego nie będzie przypadkiem jednym z ostatnich? – zapytała mnie wczoraj ukraińska dziennikarka. Pytanie jest zasadne. Bo lansowany przez polską dyplomację program ma przed sobą kiepski czas. Arabska wiosna odwróciła uwagę dużych państw unijnych – Francji, Wielkiej Brytanii, Włoch i Niemiec – od Wschodu. Ruszyły negocjacje nad nową perspektywą budżetową UE. Po wygaśnięciu PW w 2013 roku wcale nie jest pewne, że znajdą się pieniądze na kolejny tego typu program. Co prawda w projekcie Komisji Europejskiej na europejską politykę zagraniczną UE zapisano 70,2 mld euro, czyli o 17 mld więcej niż w obecnej perspektywie, i 16 mld euro na politykę sąsiedzką. Nie jest jednak powiedziane, że płatnicy netto – w tym Francja i Niemcy – nie obetną tych funduszy podczas negocjacji.

Jest też bardzo prawdopodobne, że strumień pieniędzy na politykę sąsiedztwa zostanie przekierowany ze Wschodu na Południe. Niewiele jest też rządów, które widzą sens w inicjatywach takich jak PW. Z 27 państw UE zaledwie 3 są realnie zaangażowane w jego promowanie. To Polska, Szwecja i Czechy. Na to wszystko nakłada się kryzys zadłużenia strefy euro, odwracający uwagę od tego, co nie jest Grecją.

Tymczasem projektów takich jak PW warto bronić. Ciężko policzyć wymierne efekty unijnego public diplomacy, bo nie ma kategorii ekonomicznych, za pomocą których da się powiązać wydane pieniądze z demokratyzacją. Łatwo jednak wskazać przykłady wpływu programów takich jak PW na kształtowanie obecnych i przyszłych elit politycznych czy gospodarczych. Mistrzami w wykorzystywaniu miękkiej siły są Amerykanie. Program Lane’a Kirklanda wykształcił całe grono wpływowych polityków, prawników, dziennikarzy czy biznesmenów na Ukrainie, Litwie, Białorusi czy w Mołdawii. Jeśli chodzi o Ukrainę, absolwentami są nie tylko prozachodni pomarańczowi, lecz także związani z Wiktorem Janukowyczem postępowcy. Ci ludzie mówią po polsku, angielsku, rosyjsku i w swoich ojczystych językach. Myślą i pracują jak ludzie Zachodu. Podobną rolę może i powinno ogrywać Partnerstwo Wschodnie. Bo zaprzyjaźnione z Zachodem elity Wschodu to więcej gospodarki rynkowej i demokracji w byłym ZSRR. Mimo pogarszającej się koniunktury dla wydawania przez UE pieniędzy na Wschód warto o nie walczyć. Taka polityka jest w interesie Polski.