- Niezależnie od całej absurdalności retoryki o wciąganiu czy ściąganiu białej flagi, nie ma dziś programu ani partii gotowej zatknąć flagę rozwoju. Flagę powrotu do wartości, którymi Polska wzbudzała kiedyś podziw całego świata. Państwa, gdzie większość obywateli polega na własnej pracy, a nie na świadczeniach socjalnych - pisze Tomasz Wróblewski, redaktor naczelny "DGP".
Gdzie najwięcej miejsc pracy przybywa w prywatnym sektorze – tam gdzie powstaje dobrobyt, a nie w urzędach, gdzie jest trwoniony. Gdzie emeryturę otrzymują ludzie w zasłudze za ciężką pracę, a nie za przynależność do cwaniackich układów branżowych pozwalających na przedwczesne świadczenia. Gdzie przedsiębiorcy polegają na własnej kreatywności, a nie na sztuce manipulowania podaniami o dotacje unijne czy lawirowania między ulgami podatkowymi.
Jakoś nie ma na horyzoncie odważnego, który w obronie dzieci ściągnąłby białą flagę z budynku szkoły okupowanego przez Kartę nauczyciela, flagę KRUS-u, flagę specjalnych przywilejów dla sędziów, prokuratorów. Tak fajnie gawędzi się o innowacyjności, ale nie ma ani jednej partii, która miałaby realny program wyprowadzenia administracji z XIX-wiecznego kręgu papierowych podań i stempelków.
Żadna z partii nie ma odwagi zatknąć flagi – koniec z prześladowaniem przedsiębiorców. Przeciwnie, PiS zatyka już swoją piracką flagę nękania układów możnych. Program PO jeszcze się pisze, ale jak przyznają jej działacze, równie dobrze może się nie pisać, bo i tak wiemy, czego się po nim spodziewać. Albo raczej czego mamy się nie spodziewać – prywatyzacji energetyki, redukcji administracji, lepszych notowań Polski w rankingach przyjazności dla przedsiębiorców. Nie ma już też mowy o podatku liniowym. Przeciwnie, PiS zapowiada wyższe podatki i tym samym dalszą pauperyzację klasy ludzi przedsiębiorczych. Kto dla nich zatknie flagę?