No i znów mamy promocję na giełdzie. Promocję – bo wypada przypomnieć, że ci, którzy zainwestowali na warszawskim parkiecie po poprzednich potężnych spadkach z końcówki 2008 i początku 2009 roku, już kilkanaście miesięcy później cieszyli się kilkudziesięcioprocentowymi zyskami - pisze Marcin Piasecki
Czy tak będzie i tym razem? Oby. Motorem tego, co się dzieje na światowych rynkach finansowych, ciągle są emocje. Oczywiście, potęgują je nie najlepsze dane i prognozy makroekonomiczne. Są one niepokojące, ale czy usprawiedliwiają 5-, 8-procentowy zjazd giełd? W dodatku wyniki firm wyglądają generalnie dosyć nieźle, co powinno uspokajająco wpływać na nerwy inwestorów.
Ale tego spokoju nie ma i zapewne szybko nie będzie. Co więcej, trudno w tej chwili powiedzieć, jakie informacje mogłyby w tej chwili wpłynąć kojąco na rynki. Wyciągnięcie z kłopotów państw bankrutów i potencjalnych bankrutów, przekonywający plan dla Stanów i Europy, cięcia finansów publicznych, dobre dane makro – zapewne to wszystko i najlepiej naraz. To po prostu niemożliwe. Dlatego też niestety trzeba przygotować się na kolejne odcinki giełdowej huśtawki.