Ze wszystkich dotychczasowych programów redukcji deficytu budżetowego dziś minister Rostowski zdaje się mieć najlepszy. Ciąć, ciąć, ciąć. Nie ważne jak, byle szybko. Nawet, jeżeli na koniec dnia zabraknie najważniejszych reform, a negocjacje z mundurówką będą wlokły się miesiącami, to wprowadźmy przynajmniej to co się da. Zamrażając płace budżetówki, progi wypłat socjalnych i prywatyzując.
Na łamach „DGP” wielokrotnie atakowaliśmy rząd za brak klarownego programu reform emerytalnych, zbyt wolną prywatyzację, ustępstwa wobec agresywnych grup zawodowych. I tak jak wciąż bardzo odczuwamy brak przywództwa, zaniepokojeni jesteśmy jedną z wyższych w Europie stóp bezrobocia, najwyższym od pięciu lat wskaźnikiem nędzy i spadkiem Polski w rankingach przyjazności dla biznesu, tak cieszą nas ostatnie przejawy zdrowego rozsądku.
Nawet jeżeli nie podobają nam się ustępstwa wobec górników z JSW, to kibicujemy decyzji prywatyzowania za wszelką cenę. Ograniczania udziału państwa w gospodarce. Dalej uważamy, że każda następna podwyżka płac dla nauczycieli bez zmian w Karcie nauczyciela jest niemoralna. Niemniej zredukowanie podwyżki z 7 do 2,2 proc. w roku wyborczym może okazać się aktem odwagi. Jeżeli nie cięcia, to podwyżki. Nowe progi PIT, wyższy VAT. Nowe obciążenia dla banków i firm, a w konsekwencji osłabienie witalności gospodarki, jeszcze mniejsze tempo inwestycji. Planowany na koniec przyszłego roku deficyt 2,9 proc. PKB to już nie pusty gest w stronę Brukseli, dziś to kwestia utrzymania zdobyczy ekonomicznych, dobrobytu ostatnich 10 lat.