Premier Pawlak w swoich wypowiedziach osłabia pozycję rządu wobec związkowców z JSW.
Nie prywatyzuje się firmy, w której jest awantura społeczna. Chyba że chce się sprzedać ją za byle jakie pieniądze – powtarza minister gospodarki Waldemar Pawlak. Ku zdumieniu premiera Tuska i ministra skarbu Aleksandra Grada najpierw nie wykluczył zmian w harmonogramie wprowadzania Jastrzębskiej Spółki Węglowej na giełdę, by niedługo potem oświadczyć, że nie zgodzi się na tę operację bez porozumienia ze związkami. Taką postawą Pawlak awanturę społeczną jedynie podsyca i utrudnia prywatyzację. A chyba nie o to mu chodzi.
Na razie kolejne tury rozmów z górniczymi związkami kończą się niepowodzeniem. Związkowcy stawiają twarde żądania: utrzymania przez państwo większościowego pakietu akcji, 10-letnie gwarancje zatrudnienia, 10 proc. podwyżki płac i pozostawienie przywilejów socjalnych.
Czapki z głów, gdyby taka postawa koalicjanta PO wynikała z wyrafinowanej gry w dobrego i złego policjanta. A właściwie w czterech policjantów. Tymi złymi byliby prezes JSW Jarosław Zagórowski i minister skarbu Aleksander Grad, zaś dobrymi Waldemar Pawlak i wiceminister gospodarki Joanna Strzelec-Łobodzińska. Ci ostatni mówią w końcu, że nie mogą pozwolić na tak nieludzkie traktowanie górników i wyjmują z kieszeni ustalone wcześniej w łonie rządu „kompromisowe warunki”. Zmęczone sporem strony podpisują porozumienie i wszyscy zachowują twarz.
Mamy jednak inny scenariusz. To związkowcy rozgrywają swoich rozmówców, ignorując tych twardych, czyli Grada i Zagórowskiego. Szef śląsko-dąbrowskiej „Solidarności” Dominik Kolorz zauważył, że „zarząd spółki oraz resorty skarbu i gospodarki prowadzą ze sobą jakieś dziwne gry”.
Pawlak argumentuje, że sprzedawanie spółki w czasie konfliktu z załogą jest złym rozwiązaniem, bo dobrej ceny się nie dostanie. To oczywiste. Tylko czy uleganie szantażowi związkowców jest lepszym wyjściem? Przesunięcie debiutu JSW oznaczać może sprzedaż w czasie, gdy skończy się fantastyczna koniunktura na węgiel, co też skutkować będzie niższymi cenami akcji. Podobnie jak spełnienie postulatów związkowców, które oznaczałyby wyższe koszty i wręcz ubezwłasnowolnienie firmy.
Taka postawa PSL – dystansowania się od koalicjanta – nie jest niczym nowym. Pawlak miał inne zdanie niż PO w kwestiach prywatyzacji energetyki, rozwiązania problemu z opcjami walutowymi czy podwyżki VAT. A teraz zbliżają się wybory, trzeba tym bardziej odróżnić się od PO, pokazać, że ma się własne zdanie i troszczy się o interesy ludzi pracy.
PSL strzela gola do rządowej bramki z jeszcze innej strony. Jak wiceminister gospodarki z ramienia tej partii Joanna Strzelec-Łobodzińska ma być twarda w negocjacjach ze związkami JSW, skoro, jak się niedawno okazało, ubiega się o szefowanie innej górniczej spółce, Kompanii Węglowej? Przecież pani minister, a zapewne niedługo pani prezes, nie będzie teraz górników do siebie zniechęcać. Pomińmy już dość zabawny fakt, że w konkursie na prezesa kwalifikacje Strzelec-Łobodzińskiej oceniać będą jej podwładni, czyli urzędnicy ministerstwa.
To kolejna dobra wiadomość dla związkowców podających w publiczną wątpliwość wiarygodność rządu. Dostają argument na poparcie swych twierdzeń, że w prywatyzacji górnictwa chodzi nie o dobro branży, tylko o kasę do budżetu i stołki.