Ekspresowa prowizorka z natychmiastowym efektem skrócenia czasu kolejowych połączeń czy trwająca latami mordęga z niepewnym finałem – to pytanie spędza sen z powiek polskim kolejarzom. Plan szybkich remontów linii kolejowych na Euro 2012, który ujawniamy w dzisiejszym „DGP”, tylko te wątpliwości pogłębia.
Otóż okazuje się, że kosztem zaledwie 550 mln zł można skrócić o ponad godzinę czasy przejazdu pociągów pomiędzy czterema arenami piłkarskich mistrzostw. Kolejarze zapewniają, że na wykonanie zadania wystarczy im półtora roku. Obiecanki cacanki? Niekoniecznie, choć w porównaniu z rozgrzebaną od blisko pięciu lat i kosztująca co najmniej 8 mld zł gruntowną przebudową torów z Warszawy do Gdańska, która zakończy się dopiero w 2014 r., brzmi to jak zapowiedź filmu science fiction. Tym razem jednak ma być inaczej, bo wymieniane będą tylko fragmenty najbardziej zniszczonych szyn, pojedyczne podkłady i pękające rozjazdy. A to wszystko w ramach zwykłych remontów utrzymaniowych bez setek zezwoleń, projektów, uzgodnień i innych papierków.
Taka prowizorka bez udziału unijnych funduszy wystaczy, żeby już za kilkanaście miesięcy ekspres z Gdańska do Poznania zamiast dzisiejszych pięciu godzin (rozkładowe czasy to fikcja – przyznał to ostatnio nawet nowy minister od kolei) pomknął w 3 godz. 30 min. Pasażerowie będą zachwyceni. W identyczny sposób remontują tory Ukraińcy, którzy chwalą się, że do Euro 2012 zmodernizują kilka tysięcy linii kolejowych pomiędzy miastami goszczącymi piłkarzy. Gdyby musieli bawić się w te wszystkie proceduralne wymogi narzucone przez UE, nie wyprostowaliby pewnie nawet 1 km torów.