Polska jako jedna z nielicznych demokracji świata nie musi zmieniać rządu, żeby zmienić rządowy program. Ten sam rząd może obiecać redukcję podatków i je podnieść. Wpisać do programu walkę z biurokracją i programowo zatrudnić więcej urzędników. Potem ogłosić program redukcji urzędników i wpisać do programu zakaz zwalniania większości urzędników.
Postawić na budowę dróg, a potem ogłosić, że drogi nie mieszczą się w programie budżetu. Obiecać aktywizację zawodową osób powyżej 50. roku życia, ustanowić odpowiednie prawo, a po dwóch latach przyjąć dokładnie odwrotne prawo.
Ba, okazuje się, że nawet prezydenta nie trzeba zmieniać, żeby zmienić plany prezydenckie. Bronisław Komorowski w poniedziałek podpisał ustawę nakazującą wyrzucenie z pracy każdego, kto pobiera emeryturę. Ta sama ustawa pozwala przyjmować emerytów do pracy zaraz po ich wyrzuceniu. We wtorek było jednak już inaczej. Prezydent powiedział, że zaproponuje ustawę, która znowu to zmieni. Jak? A no zgodnie z tym, co kiedyś rząd popierał, ale na przekór temu, czego później zakazał a co on sam poparł.
Z OFE, czyli z naszymi składkami na prywatne konta emerytalne, o których sami nie mamy prawa decydować, rzecz jest jeszcze bardziej złożona. Premier chce, żeby nie było tak, jak chcą jego ministrowie, a ponieważ każdy minister chce czegoś innego, to trudno powiedzieć, czego chce premier. A o to, co z tym później zrobi prezydent, boimy się już nawet zapytać.