Wiara polityków w uproszczoną wersję świata zawsze zadziwia. Gdy premier Tusk wypowiadał wojnę hazardowi, był pewny, że przyjęcie przepisów zakazujących organizowania gier hazardowych w internecie będzie oznaczało ich koniec.
W efekcie organizatorzy gier przenieśli serwery za granicę i nadal zachęcają Polaków do pokera. Rodacy grają jak wcześniej. Traci tylko budżet państwa, który nie kontroluje wypływających z Polski pieniędzy.
Choć już w momencie tworzenia ustawy było jasne, że pozostanie ona fikcją, premier wpisał ją jako sukces.
I byłoby nieźle, gdyby zaraz po błędach pojawiała się refleksja. Ale gdzie tam. Gdy wrogiem publicznym numer jeden w Polsce stał się król dopalaczy, premier znów sięgnął po fikcję. Zakazał handlu w sieci. Firmy przenoszą więc swoje internetowe sklepy za granicę i jawnie drwią z rządzących. O ile taka gra pozorów nie jest groźna w przypadku internetowych pokerzystów, to taki sposób działania ekipy Tuska w innych obszarach staje się groźny.
Bo gdy z jednej strony słychać o oszczędnościach, a z drugiej widać bijący licznik długu, to przestaje być śmiesznie. Tu gra pozorów zmienia się w realny świat naszych portfeli. Nie staną się grubsze od samych zapowiedzi premiera.