Ministerstwo Środowiska nie może doliczyć się milionów samochodów, jakby nie wiedziało, że chory jest cały system recyklingu. Nie tylko chory, ale też niezgodny z przepisami unijnymi, a dokładnie z dyrektywą z 2000 r. w sprawie pojazdów wycofanych z eksploatacji.
Gdyby było inaczej, to producenci samochodów pokrywaliby wszystkie koszty odbioru pojazdów wycofanych z eksploatacji lub znaczną ich część, a ostatni użytkownik bezpłatnie i wygodnie oddawałby pojazd na tzw. szrot. W Polsce praktyka jest inna. Za wszystko płaci kierowca, i to nie mało, bo 500 zł od każdego sprowadzonego do naszego kraju samochodu. Przez cztery lata obowiązywania tej opłaty Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej zebrał już ponad 2 mld zł, a na sieć recyklingu przeznaczył tylko 65 mln zł. Co się stało z resztą pieniędzy? Nic. Leżą bezczynnie na koncie w funduszu, bo nawet tam wiedzą, że budują jedną wielką fikcję. Wiedzą, że w naszym kraju nie ma i w tym układzie nigdy nie będzie z prawdziwego zdarzenia zbiórki samochodów, bo nie ma sieci, która by to organizowała, czy wreszcie żadnego demontażu tych samochodów.