Być może kilka dni po ustaniu tropikalnych upałów politykom dosyć ciężko myśleć o tym, co się wydarzy za trzy miesiące z lekką górką. Podpowiem zatem: zrobi się zimno. A kiedy robi się zimno, zwiększa się zapotrzebowanie na gaz. Problem w tym, że tego gazu nie będzie. Kłopot może być spory.
Gazu z dotychczasowego kontraktu z Rosją nie starczy. Lata głoszenia haseł o bezpieczeństwie energetycznym mają skutek taki, że nadal tylko Gazprom może nam dostarczać to paliwo. A żadne ratunkowe dostawy ekstra nie wchodzą w grę. Przyczyna jest prosta – Rosjanie mają w ręku wynegocjowany ze stroną polską aneks do dotychczasowego kontraktu zapewniający zwiększone dostawy przez kilkadziesiąt lat. Podpiszcie go, będzie OK, będzie gaz.
Nie chcę wnikać w to, czy ów aneks jest dla Polski korzystny, czy nie. Argumenty za i przeciw są poważne. Ale wygląda na to, że w Polsce nikt nie chce go podpisać. Nikt nie chce brać odpowiedzialności za zimową dziurę gazową, zasłaniając się argumentami, delikatnie mówiąc, naciąganymi jak wątpliwości Brukseli.
Jak rozumiem, politycy mają plan B. Ciekawe jaki. Nowej rury się w trzy miesiące nie wybuduje. A może renegocjacje? Życzę powodzenia, zobaczymy, na jakim etapie będą w listopadzie, kiedy zaczniemy kostnieć z zimna.