Sprawa kapitału zagranicznego jest zawsze demonizowana. Rządy albo uważają ten kapitał za tak potrzebny jak powietrze, że gotowe są mu dawać uprzywilejowaną pozycję, dyskryminując jednocześnie własnych przedsiębiorców, albo też, popadając w drugą skrajność, uważają go za zagrożenie dla naszych branż, chociażby takich jak bankowość.
Jest to schizofreniczne rozdwojenie jaźni rządu, skoro z jednej strony w tym samym czasie można dawać olbrzymie pieniądze firmom zagranicznym za to, że przez moment będą w Polsce, a z drugiej strony ograniczać aktywność zagranicznego kapitału w niektórych branżach, twierdząc, że może być zagrożeniem.

Właściciel nie taki ważny

Pytanie o to, czy polskie banki powinny trafiać w ręce polskich właścicieli, czy też mogą przejść w ręce zachodnich inwestorów, jest źle postawione. To całkowicie fałszywy wymiar postrzegania zdarzeń gospodarczych. Pytanie powinno być postawione zupełnie inaczej, tzn. czy polski rząd na terytorium Polski jest w stanie zagwarantować egzekucję polskiego prawa? Jeżeli tak, to kto jest właścicielem, ma już o wiele mniejsze znaczenie. Jak mogliśmy się przekonać w przypadku prywatyzacji innych sektorów, nic niekorzystnego się nie dzieje i nie wydarzy, jeżeli polski rząd jest w stanie wyegzekwować przestrzeganie zawartych umów.
Pouczająca jest obserwacja zdarzeń gospodarczych na terenie Stanów Zjednoczonych, gdzie jest niebywała ich dynamika, mnogość transakcji na wszelkich możliwych rynkach oraz obecność kapitałów z całego świata. Wyraźnie widać, że nic nie zagraża amerykańskiemu ładowi gospodarczemu, póki rząd USA i sądy są w stanie ten swój ład gospodarczy wyegzekwować i obronić. Sytuacje, w których dochodzi do ingerencji rządu, aby przedsiębiorstwo nie znalazło się w rękach określonej firmy pochodzącej z tego, a nie innego kraju, są incydentalne. W ostatnich latach taki przypadek dotyczył zakupu portu przez firmę z krajów arabskich. Zablokowano transakcję, używając argumentu, iż zwiększa to prawdopodobieństwo zagrożenia terroryzmem. Poza tym przypadkiem gwarantuje się swobodę umów i przepływ kapitału. A jednocześnie gwarantuje się egzekucję porządku prawnego Stanów Zjednoczonych na terenie tego państwa. Nie dochodzi do takiej sytuacji, w której międzynarodowe koncerny nie ponoszą odpowiedzialności za jakiekolwiek naruszenia obowiązującego tam prawa. Przypadki skazywania europejskich koncernów, chociażby za łamanie amerykańskiej ustawy antykorupcyjnej, są powszechnie i publicznie znane na całym świecie.
W Polsce sytuacja powinna być analogiczna. To nie fakt, czy bank będzie w tych, czy innych rękach, tylko czy prawo w Polsce dotyczące funkcjonowania sektora bankowego może być wyegzekwowane w każdej chwili, gdyby właściciel niezależnie od kraju swojego pochodzenia chciał ten porządek prawny naruszyć.

Prawo musi być przestrzegane

Rząd polski formalnie dysponuje instrumentami służącymi do egzekwowania prawa. Po to przecież powołano Komisję Nadzoru Finansowego. Jednak to, co najważniejsze, widać na przykładzie Stanów Zjednoczonych, to przede wszystkim bezwzględnie sprawny wymiar sprawiedliwości i sprawne organy ścigania. Póki nie ma tego w Polsce, żadne zabezpieczenia formalne i sprzedaż w tak zwane polskie ręce nie pomogą, bo tak samo tzw. polscy właściciele mogą łamać prawo, zagrażając interesom klientów banku oraz polskiego państwa. Nie to jest tak ważne, w jakich rękach są takie czy inne instytucje funkcjonujące w naszym kraju, tylko czy polski rząd jest w stanie wyegzekwować przestrzeganie prawa przez właścicieli tych instytucji.