Porzućmy w końcu ten cały polityczny teatr. Spójrzmy na państwową kasę chłodno. I zobaczmy to, na jakie posunięcia polityków stać było wcześniej i na jakie ich stać będzie teraz. Z tej układanki wyłania się obraz błędnego koła. Naprawdę radykalne reformy mogło w tym kraju przeprowadzić PiS, które rządziło w okresie świetnej koniunktury. Nie przeprowadziło ich, gdyż wolało – zresztą z umiarkowanym skutkiem – przekupić wyborców.
Platformie nie można nawet odmówić reformatorskiego zapału. Tyle że ambitne plany typu mundurówki czy nawet KRUS dadzą efekt po latach, a wzmocnić finanse publiczne trzeba zaraz. I tu zaczyna się problem. Proste możliwości cięć wydatków są już na wyczerpaniu. Reszta to same polityczne rafy, przy których na przykład pomysł ograniczenia becikowego to kaszka z mleczkiem. A Platforma nie jest i nie będzie zbiorem politycznych samobójców. Dlatego chyba coraz bardziej realne może stać się widmo „wzmocnienia strony przychodowej”, jak mawiają ekonomiści. Czyli – wzrostu podatków, nawet tych ukrytych pod wdzięcznym mianem składki rentowej. Chichot historii, że zrobi to partia liberalna. Nie – raczej zwykła, prosta Realpolitik.