Minister Jacek Rostowski chce zaproponować szefom resortów państw UE własne pomysły na dyscyplinowanie finansów krajów Wspólnoty. I bardzo dobrze. Dlatego że w Unii trwa w tej chwili potężna dyskusja, jak nie dopuścić do powtórki – nazywając rzecz umownie – greckiego scenariusza. Warto, żeby w tej feerii ścierających się koncepcji słychać było głos Rostowskiego, często znacznie lepiej postrzeganego za granicą niż w kraju. Zwłaszcza że jego pomysły są dobre. I dla Unii, i dla Polski. Dla nas głównie ten o traktowaniu długu finansów publicznych jako podstawy oceny kondycji finansowej państw UE.
Co więcej, pomysły polskiego ministra nie są odosobnione. W podobną stronę idzie na przykład myślenie niemieckiego szefa resortu finansów Wolfganga Schaeublego. Gdyby jednak szukać w propozycjach Rostowskiego jakichś dziur, to dotyczyłyby one rozwiązania na wzór naszej reguły wydatkowej. Minister chce Europie zaproponować coś, czego w Polsce – mimo zapowiedzi – nie udało się zadekretować. Prace trwają i dokładnie nie wiadomo, kiedy się skończą. Chyba że minister liczy na Unię, która na tyle zachwyci się tym pomysłem, że zdopinguje nas to do szybszego wprowadzenia reguły na krajowym podwórku.