Nie będzie zaplanowanej sieci autostrad na Euro 2012. Ta wiadomość w mediach pojawia się ostatnio dosyć często. Nie ma powodów, by w nią wątpić. Niestety, najprawdopodobniej znaczące odcinki dróg ekspresowych i autostrad nie powstaną na czas.
FELIETON
Teraz trzeba zadać sobie pytanie: dlaczego tak się stanie? Najprostsza odpowiedź brzmi: bo nie mogą powstać. I, co ciekawe, nie jest to kwestia pieniędzy. Ani tego, że nikt w tym temacie nic nie robi. To najprędzej efekt tego, że autostrad w Polsce nie da się wybudować szybko. Winne są procedury, przepisy. I, co tu dużo mówić, opieszałość administracji. Dołączają się do tego absurdy polskiego prawa. Na przykład kwestia przepisów dotyczących ochrony środowiska. Są znacznie ostrzejsze niż w wiodących krajach Unii Europejskiej.
Możemy więc spokojnie wieszać psy na pomysłach i realizatorach. Mówić, że zostały przyjęte utopijne założenia, których niesprawni zarządcy od budowania dróg nie byli w stanie zrealizować.
Ale prawda nie jest tak prosta. Z jednej strony deklaracje i założenia od samego początku, niezależnie od barw politycznych ekipy rządzącej, były hiperambitne. Zakładały, że w Polsce w ciągu ledwie kilku lat uda się coś, czego nie udało się zrealizować przez ostatnie dwie dekady. Czyli że zostaną zbudowane w miarę kompletna sieć autostrad i w miarę przyzwoita sieć dróg ekspresowych. Było to założenie na wyrost, którego najzwyczajniej w świecie zrealizować się nie dało.
Ale jest i druga strona medalu. Nie da się ukryć, że jeśli chodzi o budowanie autostrad, to coś się jednak ruszyło. Choć liczba kilometrów dróg, które są w budowie lub w częściowej przebudowie, oczywiście nie jest spełnieniem marzeń. Jeśli jednak chodzi o funkcjonowanie tego typu przedsięwzięć infrastrukturalnych w Polsce, jest liczbą imponującą. Niezależnie od tego, czy pułap założony przed Euro zostanie osiągnięty. Fakty są takie: mamy bodaj najlepszą, a na pewno najsprawniejszą ekipę, która zajmuje się budową dróg.
Jest tu jeszcze jeden wątek. Euro 2012 stało się fetyszem. Zaczęliśmy wierzyć, że dzięki jednej imprezie sportowej ten kraj się odmieni. W tym duchu pojawiły się pomysły sieci dróg, kolei, hoteli. Genialnie, gdyby choć część z tych rzeczy udało się zrealizować. Ale nie będzie wielkiej tragedii, jeśli któryś z odcinków autostrady powstanie już po Euro 2012. Szczerze powiedziawszy: byle powstał. I to rzeczywiście rok po Euro, a nie za kolejnych piętnaście lat. Podobnie rzecz się ma, jeśli chodzi o plany kolejowe. Czy wreszcie stadiony. Choć w tym ostatnim przypadku jest duża szansa, że hotele i potrzebne zaplecze będziemy mieli na czas.
Czyli źle się stało (i olbrzymim błędem PR było sugerowanie czegoś innego), że autostrad i dróg ekspresowych na Euro prawdopodobnie nie będzie. Trudno. Jeśli jednak ich budowa zakończy się rok, dwa lata później, będzie to poślizg do wytrzymania. Przy generalnym opóźnieniu jeśli chodzi o budowanie dróg w Polsce będzie to znikoma różnica.