Banki w czasie kryzysu przerzuciły się na kredyty gotówkowe – rozdają je na lewo i prawo. To dla nich bardzo dochodowy biznes. Dzięki różnym opłatom i prowizjom zręcznie obchodzą ustawę antylichwiarską ograniczającą oprocentowanie pożyczki do czterokrotności stopy lombardowej NBP (obecnie maksymalnie 20 proc. w skali roku).
Okazuje się, że rzeczywisty roczny koszt kredytu gotówkowego, z uwzględnieniem właśnie tych dodatkowych opłat, a także utraty wartości pieniądza w czasie, przeciętnie przekracza 30 proc. Jest więc niemal dziesięciokrotnie wyższy niż podstawowa roczna stopa procentowa NBP. Widać gołym okiem, że banki maksymalnie chcą odbić straty, jakie poniosły w czasie kryzysu. Ale uwaga – to tykająca bomba na rynku finansowym. Kredyt gotówkowy biorą osoby mniej majętne, którym brakuje pieniędzy np. na wakacyjny wyjazd czy przygotowanie świąt. W przeciwieństwie do sumiennych posiadaczy kredytów hipotecznych często ze spłatą bieżących zobowiązań mają duże problemy. Za jakiś czas liczba nieściągalnych długów w polskich bankach może mocno wzrosnąć. Ciekawe, jaki wówczas pojawi się wśród bankowców pomysł, by powetować sobie te kolejne straty.