Nasze państwo to coraz większy łakomczuch, któremu wydaje się, że gdy z torby pełnej słodyczy podkradnie jednego czy dwa cukierki, to nikt tego nie zauważy. I pewnie tak właśnie by było, gdyby na tych dwóch słodkościach się kończyło. Tak niestety nigdy nie jest. Państwo nie zna umiaru i nad łakomstwem zupełnie nie panuje. Z urzędu zabiera niemal połowę tego, co zarobimy, w formie różnych podatków, składek i opłat. Zabrać więcej nie bardzo już wypada. Co nie znaczy, że nie da się sięgnąć do naszych kieszeni w inny sposób i jeszcze głębiej. Czego nie da się zabrać w dzień, to można przecież podkraść nocą. Stąd jak grzyby po deszczu pojawiają się ostatnio coraz dziwniejsze opłaty.
Perfidia planu polega na tym, by zwyczajem łakomczucha podebrać w każdym miejscu tylko po tak małym kawałku, by nikt nie zauważył.
Trudno jednak tego nie zauważyć, gdy torba ze słodyczami robi się podejrzanie lekka.
Jakby tego było mało, nie tak dawno obiecano nam, że żadnych podwyżek podatków nie będzie. No i niby nie ma. Stawki podatkowe bez zmian.
Krótkie podsumowanie listy wprowadzanych lub podwyższanych opłat wliczanych w ceny nośników energii szybko przekonują jednak o tym, że tak nie jest. I chociaż podwyżki nie są może skandalicznie wysokie, jednak są. A to oznacza, że nasze państwo jest nie tylko łakomczuchem, ale i kłamczuchem. I to nałogowym.