Arabski prezes spółki Lotos, Chińczyk na czele KGHM. To nie bajka, to całkiem realny scenariusz. Rząd, by dopiąć budżet na ten i przyszły rok, właśnie ogłosił wielki narodowy program wyprzedaży akcji spółek Skarbu Państwa.
Pomińmy wątek ideologiczny, czy należy się przysłowiowych rodowych sreber pozbywać, czy za wszelką cenę zachować nad nimi kontrolę. Skupmy się tylko na ekonomii. Moment do sprzedaży jest jednym z najgorszych, jaki mógł się trafić. Globalny kryzys finansowy się nie poddaje i wiele światowych przedsiębiorstw boryka się z wewnętrznymi problemami, nie myśląc w ogóle o ekspansji. Do negocjacyjnego stołu zasiądzie więc o wiele mniej potencjalnych inwestorów, niż pojawiłoby się dwa czy trzy lata temu. A im mniejszy popyt, tym oczywiście ceny niższe, zwłaszcza że podaż będzie ogromna. Ponad 36 mld zł z prywatyzacji w niecałe półtora roku? Nawet jeśli pojawią się dysponujący teraz pieniędzmi inwestorzy z Bliskiego czy Dalekiego Wschodu, brzmi to trochę nieprawdopodobnie.