Nachalni sprzedawcy kitu inwestycyjnego od kilku miesięcy pochowali się do dziur. Jakoś nie potrafią w trudnych czasach doradzić.
W ostatnich latach mieliśmy prawdziwy wysyp doradców. Doradca finansowy, doradca klienta, doradca ds. kluczowych klientów. Doradcy w instytucjach finansowych wyparli specjalistów i konsultantów. Banki, fundusze inwestycyjne, firmy ubezpieczeniowe - wszyscy zatrudniali doradców. Nie musieli znać się na finansach, nie musieli mieć doświadczenia. Jeśli wcześniej sprzedawali odkurzacze lub garnki, to mieli ogromne szanse. Szanse wzięcia odpowiedzialności za budżety domowe i finanse tysięcy Polaków. Ważne, żeby potrafili sprzedać odpowiednie produkty.
Im więcej, tym lepiej. Nie miało znaczenia, komu, ważne, żeby sprzedać. Przedstawiciele jednej z czołowych firm doradczych doradzali ludziom branie większych kredytów hipotecznych i zainwestowanie nadwyżki w agresywne fundusze akcji, bo na tym nie można stracić. Doradcy w bankach polecali sześćdziesięcio- i siedemdziesięciolatkom sektorowe fundusze akcji, które zaliczane są do najbardziej ryzykownych inwestycji. Oczywiście wtedy miało nie być żadnego ryzyka.
Klienci ufali doradcom, bo stały za nimi skórzane fotele, marmurowe podłogi i setki milionów wydawanych na kampanie reklamowe poważnych instytucji. Gdy klienci zaczęli tracić pieniądze, nagle okazało się, że doradcy tylko proponowali pewne rozwiązania, zaś klient decyzję podejmował sam. Nachalni sprzedawcy kitu inwestycyjnego od kilku miesięcy pochowali się do dziur. Jakoś nie potrafią w trudnych czasach doradzić. Wcześniej z rozbrajającą szczerością powtarzali, że robią to całkowicie za darmo. Co więcej, naiwni im wierzyli.
Polskie przedsiębiorstwa też myślały, że kontaktując się z bankami, mają do czynienia z doradzaniem. Tymczasem dostały to, co im pokazano, bez rozróżniania, czy to spekulacja, czy zabezpieczenie. Wina leży po obu stronach - i przedstawicieli banków, i firm, których dyrektorzy finansowi skusili się na nadmierne ryzyko na podstawie prezentacji w Powerpoincie. Teraz wszyscy uciekają od odpowiedzialności, mówiąc, że klient sam podejmował decyzję.
Chyba czas jasno zacząć nazywać sprzedawców sprzedawcami i powtarzać głośno, jeśli ktoś proponuje ci coś za darmo, zastanów się kilkadziesiąt razy, gdzie jest haczyk.