"Misiewicze”, „ludzie Jackiewicza” – od kilku miesięcy media trąbią o krewnych i znajomych królika, którzy znajdują mniej lub bardziej eksponowane stanowiska w spółkach kontrolowanych przez Skarb Państwa, spółkach miejskich czy innych firmach, na które rządzący PiS może mieć wpływ. I nie jest to żadna nowość: każda nowa miotła polityczna korzysta z takiego przywileju. Ale nie jest to też oczywiście #DobraZmiana.
Dziś obserwujemy starcie między ministrami energii i rozwoju. Pierwszy, Krzysztof Tchórzewski, nie jest – delikatnie mówiąc – ulubieńcem szefa tego drugiego, czyli wicepremiera Mateusza Morawieckiego. Może właśnie to dlatego Tchórzewski jest najczęściej dymisjonowanym w mediach członkiem gabinetu premier Beaty Szydło? Na razie jednak wydaje się, że jego pozycja w PiS zamiast się osłabiać, czego chciałby z pewnością Morawiecki, jednak rośnie. Bo kilka dni temu Tchórzewski został szefem PiS w okręgu siedlecko-ostrołęckim, zastępując na tym stanowisku posła Arkadiusza Czartoryskiego. Ale dwugłos między energią a rozwojem jest jednak na tyle widoczny, że zmiany nie są wykluczone – w końcu dymisja w ministerstwie poparta ofertą pracy w lepiej opłacanej spółce Skarbu Państwa to raczej awans. Więc kto wie?
Jakiś czas temu na konferencji energetycznej Europower wystąpienie otwierające mieli wiceministrowie energii i rozwoju. Od Grzegorza Tobiszowskiego usłyszeliśmy, że Polska to „węgiel, węgiel, węgiel”, od Jadwigi Emilewicz – „stawiajmy bardziej na źródła zielone, bo musimy się liczyć ze wzrostem cen energii z węgla” (choćby za sprawą wyższych opłat za emisję CO2, które nas czekają niebawem – red.). Dwugłos trochę symboliczny, jednak pokazujący, że dwa resorty mieszczące się praktycznie w tym samym budynku powtarzają schemat znany z lat poprzednich, gdy ówczesny resort gospodarki za nic na świecie nie potrafił się dogadać z mieszczącym się w sąsiednim gmachu Ministerstwem Skarbu. Pierwszemu podlegało górnictwo, drugiemu energetyka. A wojenki podjazdowe pomiędzy PSL a PO, widoczne były praktycznie na każdym kroku. Co zmieniło się teraz? Chodzi o inne resorty i o to, że (teoretycznie) ich szefowie są z tej samej bajki.
Tyle że Tchórzewski na stanowisku radzi sobie całkiem dobrze. Może aż za dobrze, skoro Morawiecki wolałby mieć w strategicznym resorcie swojego człowieka. Pisaliśmy niedawno w DGP o tym, że Tchórzewskiego mógłby zastąpić Wojciech Myślecki, były członek rady nadzorczej Tauronu, prof. Politechniki Wrocławskiej, a poza tym prezes zarządu spółki doradczej Global Investment Corp. i doradca ds. programów strategicznych w BZ WBK SA – banku, któremu w latach 2007–2015 szefował nie kto inny, jak Morawiecki. Myślecki zresztą oceniany jest bardzo wysoko przez innego ministra – Piotra Naimskiego, pełnomocnika rządu ds. strategicznej infrastruktury energetycznej.
A ponieważ po dymisji ministra finansów Pawła Szałamachy kompetencje Mateusza Morawieckiego rozrosły się do rozmiarów przekraczających wyobrażenie jakiegokolwiek superministerstwa, sprzymierzeniec w resorcie energii bardzo by się mu przydał. Dlaczego?
Ludzie z energią
Kluczowym elementem w tej układance wpływów wydaje się były już minister skarbu Dawid Jackiewicz. Albo tak naprawdę jego brak. To po jego dymisji związanej „z końcem misji tego ministerstwa” rozpoczęła się karuzela zmian w spółkach Skarbu Państwa. Stanowiska stracili tzw. ludzie Jackiewicza: szef KGHM Polska Miedź, szef Grupy Lotos czy prezes Tauronu Polska Energia.
Ale po kolei. Ten pierwszy, Krzysztof Skóra, zastępując w KGHM prezesa Herberta Wirtha, tak naprawdę trafił na stare śmieci, bo szefował miedziowemu gigantowi przez kilkanaście miesięcy za czasów poprzedniego rządu PiS. Ten drugi, Robert Pietryszyn, zastąpił w kwietniu na stanowisku prezesa Lotosu Pawła Olechnowicza, który kierował koncernem przez ponad 14 lat. To rekord w spółkach Skarbu Państwa po 1989 r. Warto dodać, że po przejęciu władzy przez PiS stanowiska w ważnych spółkach Skarbu Państwa zachowali do dzisiaj tylko prezes PKO BP Zbigniew Jagiełło i prezes Spółki Restrukturyzacji Kopalń Marek Tokarz.
– Rada nadzorcza musiała gruntownie to przemyśleć i bierze za tę zmianę odpowiedzialność. Znając pana Pietryszyna, dynamikę jego działań, odwagę w podejmowaniu decyzji, ale też doświadczenie menedżerskie, nie mam obaw, by ta decyzja mogła w jakikolwiek sposób zaszkodzić spółce. Jestem o to spokojny – podkreślał po odwołaniu Olechnowicza minister skarbu Dawid Jackiewicz. Jak widać, przemyślenia i #DobraZmiana trwały blisko pół roku – Pietryszyn pożegnał się ze stanowiskiem w pierwszej połowie listopada, kilka tygodni po tym, jak Jackiewicz przestał być ministrem.
Wreszcie były szef Tauronu Remigiusz Nowakowski, który w swoim ostatnim wywiadzie dla DGP na tym stanowisku mówił: „Nie zajmuję się plotkami i spekulacjami, tylko zarządzaniem Tauronem, a to duże wyzwanie. W kompetencjach rad nadzorczych są dobory odpowiednich menedżerów”. A traf chciał, że choć Nowakowski miał łatkę „człowieka Jackiewicza”, to kompetencji trudno było mu odmówić – był członkiem zarządu i wiceprezesem Tauronu w latach 2006–2008, a potem od 2008 r. był związany z fińskim energetycznym koncernem Fortum.
Dwa lata temu stwierdziłam, że na czele spółki Skarbu Państwa mogłaby równie dobrze zamiast fachowca stanąć krowa. Bo bez zgody „góry” w Warszawie i krowa, i menedżer są podobnie niedecyzyjni. Od tego czasu nic się nie zmieniło
Co ciekawe: Nowakowski zastąpił na stanowisku szefa Tauronu Jerzego Kurellę, który fotel prezesa objął 1 października 2015 r., czyli tuż przed wyborami parlamentarnymi. Kurella z kolei zastąpił wieloletniego szefa spółki Dariusza Luberę, który stanowczo sprzeciwiał się przejęciu przez Tauron nierentownej kopalni Brzeszcze, co było elementem rządowego planu ratunkowego dla Kompanii Węglowej, do której wcześniej należał ten zakład (Kurella na przejęcie Brzeszcz się godził). Kopalnia Brzeszcze, co podpowiada jej nazwa, mieści się w małopolskiej miejscowości, z której pochodzi premier Beata Szydło. Jak widać, los tego zakładu górniczego był bliski nie tylko jej formacji politycznej.
Co ciekawe – Remigiusza Nowakowskiego 15 listopada na stanowisku szefa Tauronu zastąpił Filip Grzegorczyk, dotychczas wiceminister skarbu (czyli wcześniej – tak, dokładnie – zastępca Jackiewicza). Był już raz związany z Tauronem, którego był wiceprezesem w latach 2007–2008. Potem z kolei pracował we Wspólnym Przedsiębiorstwie Energetycznym, znanym dzisiaj jako Węglokoks Energia.
O ile jednak Skórę w KGHM zastąpił Radosław Domagalski-Łabędzki, dotychczasowy podsekretarz stanu w Ministerstwie Rozwoju Mateusza Morawieckiego, a w Lotosie z kolei nie ma jeszcze nowego prezesa, to zmiana w Tauronie nie była po myśli Morawieckiego. Grzegorczyk bowiem zdecydowanie nie jest „jego” człowiekiem. Widać to było zresztą po posiedzeniu rady nadzorczej, na której po wyborze Grzegorczyka z zasiadania w radzie zdecydował wspomniany wcześniej Wojciech Myślecki.
Co z resztą energetyki? Henryk Baranowski, szef Polskiej Grupy Energetycznej, wszedł w kadencję poprzedniego prezesa Marka Woszczyka. Kadencja tego zarządu skończy się 23 grudnia. Choć Baranowski coraz mniej kojarzony jest jako „człowiek Jackiewicza”, a poza tym oceniany jednak całkiem nieźle, może to nie wystarczyć, by kierować dalej PGE. Zwłaszcza że chętnych na to stanowisko, podobnie jak do Tauronu, nie brakuje. Na dzisiaj mocnym kandydatem, który na razie mierzy się z mniej przyjemnym zadaniem (o tym poniżej) na stanowisko szefa PGE, jest Tomasz Rogala, obecny prezes Polskiej Grupy Górniczej.
Od tygodni dyskutowana jest z kolei dymisja prezesa Energi. Ale na razie Dariusz Kaśków na stanowisku trwa. Podobnie jak prezes Enei Mirosław Kowalik. Jednak jeśli dojdzie w końcu do zmiany na stanowisku szefa resortu energii, zmiany w tych spółkach wydają się nieuniknione.
Ludzie od węgla
#DobraZmiana w górnictwie węgla kamiennego nie była zbyt gwałtowna. Dopiero w lutym w największej branżowej spółce, Kompanii Węglowej, do dymisji podał się prezes Krzysztof Sędzikowski, a zastąpił go Tomasz Rogala, śląski prawnik (nomen omen z uprawnieniami syndyka). 1 maja stanął na czele Polskiej Grupy Górniczej, która zastąpiła Kompanię Węglową. Rogala był już wcześniej członkiem zarządu Kompanii.
W Katowickim Holdingu Węglowym z kolei stary zarząd z prezesem Zygmuntem Łukaszczykiem na czele pracował do końca kadencji, czyli do czerwca, choć wydawało się, że Łukaszczyk, były śląski wojewoda PO, będzie pierwszym kandydatem w branży, który stanowisko straci. Stery KHW w czerwcu objął Tomasz Cudny, jednak od niedawna, gdy pojawiły się plany połączenia KHW i PGG, mówi się o jego dymisji (Cudny zagroził nią w przypadku podjęcia decyzji o fuzji, której jest przeciwnikiem).
Jeszcze ciekawiej było w Jastrzębskiej Spółce Węglowej, która w 2015 r. miała trzech prezesów i jednego p.o. Znienawidzony przez związkowców Jarosław Zagórowski został zastąpiony przez Edwarda Szlęka, który z kolei zrezygnował szybko ze stanowiska z powodów zdrowotnych. Spółką pokierował wtedy ówczesny szef rady nadzorczej Józef Myrczek, a w grudniu 2015 r. na czele JSW stanął Tomasz Gawlik, związany ze spółką od niemal ćwierć wieku.
Śląscy menedżerowie górniczy oceniani są na razie nie najgorzej. Dość powiedzieć, że na przykład kurs akcji JSW w ciągu ostatniego roku wzrósł o ponad 550 proc. nie tylko dlatego, że jej produkt, węgiel koksowy, znacząco zdrożał, tylko także z tego powodu, że władze spółki podjęły tak kluczowe decyzje, jak zamknięcie nierentownej i nieperspektywicznej kopalni Krupiński. To o tyle istotne, że słowa „likwidacja kopalni” są dla PiS zakazane. Tymczasem tu sprawa stanęła na ostrzu noża.
Tyle że zarząd JSW nigdy nie podjąłby takiej decyzji, gdyby nie miał na to zielonego światła z Warszawy. Warto przypomnieć, że w kadencji poprzedniego rządu do Kompanii Węglowej ściągnięty został były prezes Bogdanki Mirosław Taras, który miał mieć wsparcie ówczesnego szefa resortu skarbu Włodzimierza Karpińskiego. Gdy zaczął jednak diagnozować sytuację Kompanii, mówić o konieczności likwidacji nierentownych kopalń czy nazywać ratowanie spółki „reanimacją trupa” – natychmiast stracił stanowisko.
Wiatr zmian
Określenie „ludzie Jackiewicza” nie jest jednak chyba do końca miarodajne. Nowa władza obsadza stanowiska swoimi (oczywiście miło, jeśli przy okazji są również kompetentni), ponieważ każda poprzednia nowa miotła robiła dokładnie to samo. I nie są to tylko „ludzie Jackiewicza”, ale również „ludzie Morawieckiego” czy „ludzie Tchórzewskiego” (media donosiły, że wszyscy trzej synowie ministra energii znaleźli zajęcie: jeden dostał zlecenie z resortu infrastruktury, drugi został szefem Przedsiębiorstwa Energetycznego w Siedlcach, a trzeci znalazł ostatnio pracę w PZU).
Ten swoisty polityczny nepotyzm nie jest niczym nowym, choć w przypadku obecnej ekipy rządzącej jego skala jest spora. Być może jednak wynika to z faktu, że PiS rządzi samodzielnie, nie musi dobijać z nikim targów ani się z nikim dzielić. Chętnych do podziału tortu jest wielu, a do końca kadencji obecnego rządu pozostały przecież jeszcze trzy lata.

Kup w kiosku lub w wersji cyfrowej