Zniszczy niezależnych sklepikarzy, wywoła efekt domina w innych obszarach gospodarki, skutki będą odwrotne do zamierzonych. To opinie organizacji branżowych na temat nowego pomysłu opodatkowania sprzedaży detalicznej.
Handlowcy nie zostawiają suchej nitki na poselskiej propozycji, by wszystkie sklepy zapłaciły równy podatek z minimum 1-proc. stawką liczoną od obrotu. Nie przekonuje ich argument, że nową daninę będzie można uwzględnić w rozliczeniu podatku dochodowego, co dla tych, którzy dziś taki płacą, mogłoby stanowić rozwiązanie neutralne. Maciej Ptaszyński, dyrektor Polskiej Izby Handlu zrzeszającej średnie i małe sieci, zwraca uwagę, że takie rozwiązanie na niewiele się zda przy niskiej rentowności niezależnych sklepów.
– W przypadku dyskontów, gdzie rentowność obrotu wynosi 3–4 proc. i więcej, takie rozwiązanie byłoby do przełknięcia. Beneficjentem byłyby właśnie one, bo dla nich podatek byłby niższy od poziomu opłacalności. Efekt byłby taki, że na rynku pozostałyby prawie wyłącznie dyskonty. Upadłby za to handel niezależny prowadzony przez polskich przedsiębiorców, czy to w ramach franczyzy, czy systemów partnerskich i spółdzielczych – mówi Maciej Ptaszyński. O tym, że proponowane rozwiązanie uderzyłoby raczej w mniejsze sieci, przekonany jest też Andrzej Faliński, dyrektor Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji. Do POHiD należą największe sieci obecne na polskim rynku.
– Podatek w takim kształcie oznacza zabranie resztki rentowności mniejszym firmom oraz wycięcie z rynku takich formatów sklepów jak supermarkety i hipermarkety. To wykończy sklepy samodzielne i pogorszy wyniki finansowe sieci franczyzowych. Troszkę, ale tylko troszkę ugryzie dyskonty. Skutek będzie odwrotny od zamierzonego. Wymyślił to ktoś, kto kieruje się polityczną ideologią i chyba w ogóle nie ma pojęcia o ekonomice handlu – nie pozostawia suchej nitki Faliński. Dyrektor POHiD dodaje, że wprowadzenie tak wysokiego podatku może wywołać efekt domina w innych branżach. Jego zdaniem duże sklepy będą wycofywać z oferty produkty niskomarżowe, skupiając się na najbardziej zyskownym asortymencie. – W połączeniu z nadprodukcją żywności uruchomi się seria bankructw, bo to gotowy przepis nie tylko na zniszczenie handlu, ale też małych i średnich producentów, np. przetwórstwa żywności – ocenia.
POHiD jest skłonny zaakceptować samą konstrukcję podatku, czyli liniową stawkę równą dla wszystkich, bez wyłączeń. – Tylko niech on będzie na takim poziomie, żeby nie ściągał firm na dno. To rynek, na którym działa 350 tys. podmiotów, bardzo konkurencyjny, gdzie największą rentowność osiągają dyskonty i niektóre sieci franczyzowe – mówi Faliński. O podatku liniowym nie chce natomiast słyszeć PIH. Maciej Ptaszyński przypomina, że jego organizacja zgadzała się na kształt podatku zakwestionowany przez Komisję Europejską: z progresją i dużą kwotą wolną od opodatkowania. – Przedsiębiorcy zrzeszeni w zespole roboczym przy parlamentarnym zespole ds. patriotyzmu gospodarczego po decyzji KE przyjęli jasne stanowisko: skoro nie może być progresywnego podatku handlowego, to nie chcemy żadnego podatku – mówi wprost.
Niewykluczone, że wobec oporu branży koncepcja nie wejdzie w życie lub czeka ją modyfikacja. Sam pomysł wprowadzenia takiego obciążenia może być pośrednim naciskiem na duże sieci handlowe, które poskarżyły się Komisji Europejskiej na uchwaloną ustawę o podatku handlowym. KE jeszcze bez rozstrzygania sprawy nakazała wstrzymać pobór podatku, co zmniejszyło tegoroczne i przyszłoroczne dochody budżetu. Rząd zbiera teraz argumenty, by przed Trybunałem Sprawiedliwości UE udowodnić, że Komisja się myli. „Termin złożenia skargi upływa 30 listopada. Obecnie trwają prace MSZ nad dokumentem” – informuje resort dyplomacji.
PO też chciała opodatkować Wokulskich
Jak wynika z informacji DGP, w poprzedniej kadencji możliwością wprowadzenia podatku handlowego interesował się rząd PO–PSL. Prace były na bardzo wczesnym etapie i dotyczyły głównie tego, czy sieci płacą podatki w Polsce i czy można je inaczej opodatkować. Konkluzje analityków były podobne do tych, do jakich doszli urzędnicy obecnego gabinetu: wprowadzenie skutecznego mechanizmu jest mało prawdopodobne z uwagi na uwarunkowania unijne. – Albo podatek wejdzie w życie i wtedy odczują go polscy handlowcy, albo zostanie zastopowany przez Brukselę – mówi jedna z osób pracujących wówczas nad oceną problemu. Największym problemem w zróżnicowaniu opodatkowania między dużymi a małymi sklepami jest to, że może to być uznane za niedozwoloną pomoc publiczną. Innymi słowy każdy bonus dla mniejszych sklepów, jaki zostanie ukryty w mechanizmie podatku, może być zakwestionowany przez Brukselę. W efekcie pomysł nie wszedł nawet na poziom rozbudowanych analiz i został zarzucony. PO interesowała się tym, bo z takim projektem wychodziło Prawo i Sprawiedliwość, a w prasie pojawiały się teksty, że duże sieci nie płacą podatków. PiS w poprzedniej kadencji proponowało inną wersję podatku. Miał być pobierany według stawek od powierzchni sklepów, a nie od ich obrotu. Z tego wariantu zrezygnowano w tej kadencji.