- W Polsce polityka gospodarcza jest znakomita. Podobnie wygląda sprawa z konkurencyjnością waszej gospodarki. Na Węgrzech cały czas zastanawiamy się, jakie są jej źródła - mówi Márton Nagy.
Węgierski Bank Narodowy (MNB) w czerwcu 2013 r. uruchomił „Program kredytowy dla wzrostu”. Program, który bywał wskazywany jako wzorzec do zastosowania także w Polsce, kończy się w tym roku. Jakie były powody jego wprowadzenia?
W marcu 2013 r. na czele banku emisyjnego stanął György Matolscy. Od tego czasu nastąpiły duże zmiany w naszym myśleniu. Teraz skupiamy się na identyfikowaniu problemów i wykorzystaniu bardzo skoncentrowanych, w razie potrzeby niekonwencjonalnych, narzędzi, by je rozwiązywać.
Celem programu jest udostępnienie kredytów dla małych i średnich przedsiębiorstw najbardziej dotkniętych ograniczeniami finansowania. Chodzi o łagodzenie po stronie ofert kredytowych ograniczeń niemających charakteru cenowego, a z drugiej strony obniżanie oprocentowania. Kilka lat temu jednym z problemów był trudny dostęp do środków finansowania dla sektora MŚP. Dlatego w czerwcu 2013 r. zdecydowaliśmy się wprowadzić program. Istotą konstrukcji jest udostępnienie przez MNB środków instytucjom kredytowym uczestniczącym w programie na stałym, 0-proc. poziomie odsetek. Pod warunkiem że te środki zostaną wykorzystane na kredyty dla MŚP oprocentowane maksymalnie na 2,5 proc.
Początkowo pozwalaliśmy, by banki nie tylko udzielały w ramach programu nowych kredytów, ale też by refinansowały istniejące zadłużenie. W drugiej fazie programu najwyżej 10 proc. całej kwoty można było wykorzystać na refinansowanie istniejącego kredytu, a co najmniej 90 proc. musiały stanowić nowe kredyty. Istotne, że to kredyty w forintach, o stałym oprocentowaniu i maksymalnie na 10 lat. Teraz jesteśmy w trzeciej, końcowej fazie programu: dotyczy ona kredytów wyłącznie nowo udzielonych, w 100 proc. inwestycyjnych.
Jakie cele sobie stawialiście?
Celem jest łagodzenie zaobserwowanych zakłóceń w kredytowaniu małych i średnich przedsiębiorstw, umocnienie stabilności finansowej, dynamizacja wzrostu gospodarczego oraz zmniejszenie zewnętrznej wrażliwości kraju. Chcieliśmy osiągnąć zmianę podejścia banków w stosunku do MŚP, motywować wypracowanie mechanizmów, procedur sprzyjających kredytowaniu tego sektora. W końcu udało nam się uniknąć spadku kredytów. Na długą metę realizuje się roczny wzrost salda kredytów dla MŚP w granicach 5–10 proc.
Jaka część kredytów dla sektora MŚP jest sfinansowana w ramach tego programu?
To ponad jedna trzecia ogólnego salda dla tego segmentu rynku.
A jaka część aktywów banku centralnego jest zainwestowana w program?
Blisko 13 proc. Uruchamiając program, chcieliśmy zwiększyć zainteresowanie banków komercyjnych sektorem MŚP. Kredyty dla nich to najmniej dochodowa część biznesu banków w branży przedsiębiorstw. I najtrudniejsza w tym sensie, że w takiej gospodarce jak nasza albo polska nie ma szczegółowych i sięgających głęboko danych o sektorze MŚP. Dzięki naszemu programowi zainteresowanie banków się zwiększyło, chcą poznać ten sektor lepiej. Przeszkolono wielu pracowników banków komercyjnych, dziś są już w stanie udzielić porady finansowej takim firmom.
Nie ma obaw, że po zakończeniu programu banki znów nie będą dawać kredytów mniejszym firmom?
To jest największy znak zapytania. Ale w warunkach niskich stóp procentowych i ponieważ banki dużo zainwestowały w ten sektor, problem może dotyczyć nie tyle wartości kredytów, ile warunków finansowania. Dotąd były kredyty – udzielone w ramach programu – na 10 lat o stałej stopie, maksymalnie 2,5 proc. Teraz banki komercyjne muszą przygotować się do funkcjonowania bez tego programu.
Czy widzi pan negatywne strony programu?
Przede wszystkim chcę powiedzieć, że korzyści zdecydowanie przeważają. Ale program oznacza koszty dla banku centralnego. Oprocentowanie pożyczek dla banków to 0 proc., a nasza główna stopa wynosi obecnie 0,9 proc. Druga sprawa to ryzyko, że jeśli program byłby kontynuowany, trwał zbyt długo, to wszyscy będą myśleli, że on będzie trwał wiecznie. To zmieniłoby zasady postępowania banków komercyjnych. Banki mogą się uzależnić od naszego programu. Powinny pozyskiwać finansowanie na akcję kredytową na zasadach rynkowych. Dlatego przystąpiliśmy do finalizacji programu.
Kto bierze na siebie ryzyko, że kredyt nie będzie spłacony: bank komercyjny czy centralny?
Banki komercyjne. To one decydują, które firmy mogą mieć dostęp do kredytów. Dla banku centralnego zabezpieczeniem pożyczki dla banku prócz standardowego, czyli obligacji skarbowych, może być także kredyt dla MŚP, ale z 50-proc. „haircut” (żeby zabezpieczyć kredyt o wartości miliarda forintów, zabezpieczenie musi być dwa razy wyższe – red.). Na razie o skali ryzyka trudno mówić, bo to stosunkowo młode kredyty. Banki komercyjne twierdzą, że kredyty w ramach programu mają klasyfikację lepszą od przeciętnej.
Z wielu aspektów programu wymieniłbym jeszcze jeden istotny. Dzięki kredytom udzielonym w ramach programu uzyskaliśmy ogromną bazę danych o sektorze MŚP, m.in. na temat pożyczek, firm, które je wzięły, itp.
Czy zalecałby pan wprowadzenie waszego programu w Polsce?
Uważam, że nawzajem możemy się od siebie wiele nauczyć. Na przykład w Polsce polityka gospodarcza jest znakomita. Podobnie z konkurencyjnością waszej gospodarki. Na Węgrzech cały czas zastanawiamy się, jakie są jej źródła, np. jak to się dzieje, że uczniowie tak dobrze wypadają w testach PISA w porównaniu z krajami Europy Środkowej i Wschodniej.
Działalność banku centralnego wspomogła węgierską gospodarkę. Mógłbym wymienić cykl obniżenia stóp procentowych, program kredytowy dla wzrostu i inne programy zachęcające do kredytowania, program samofinansowania, jak i program przewalutowania kredytów walutowych. W wyniku programu samofinansowania w strukturze zadłużenia państwa zmniejszono udział dewiz i podmiotów zagranicznych, a podwyższono – forinta i osób krajowych. Z każdym programem wiąże się pewna wiedza, którą chętnie się podzielimy.
W polityce pieniężnej prócz narzędzi tradycyjnych wykorzystujecie także niekonwencjonalne narzędzia. Niedawno Rada Polityki Pieniężnej Węgierskiego Banku Narodowego zdecydowała o zmniejszeniu wartości 3-miesięcznych depozytów, jakie w banku centralnym mogą mieć banki komercyjne. Jaki jest cel tego działania?
Główną stopę Rada Polityki Pieniężnej obniżyła już do 0,9 proc. Po zamknięciu ostatniego cyklu obniżek rada sformułowała stanowisko, że trwałe utrzymanie miarodajnej stopy na tym poziomie jest zgodne ze średniofalowym celem inflacyjnym. Na wrześniowym posiedzeniu ograniczono trzymiesięczne depozyty do kwoty 900 mld forintów. Oznacza to wyprowadzenie kwoty co najmniej 200–400 mld forintów ze środków będących w depozycie. Te środki trafią na rynek międzybankowy, na rynek swapów, na rynek obligacji państwowych i do realnej gospodarki – zmniejszając rynkowe stopy procentowe. A ponieważ w systemie bankowym jest nadmiar płynności...
Podobnie jest w Polsce.
...to chcielibyśmy wykorzystywać narzędzia służące do ukierunkowania płynności. Wprowadzenie ograniczeń wielkości depozytów oznacza, że część płynności musi znaleźć ujście gdzie indziej. Można ją wykorzystywać do międzybankowych pożyczek dla innych banków, zainwestować w obligacje skarbowe, udzielić kredytu realnej gospodarce, pożyczyć w transakcji swap. Ostatnim wyjściem może być depozyt jednodniowy w banku centralnym, ale tu oprocentowanie jest ujemne.
Innymi słowy, zależy nam na tym, żeby nadmiar pieniądza w bankach był wykorzystywany z pożytkiem dla gospodarki.
Czy waszym celem jest jakiś poziom stóp na rynku międzybankowym albo obligacji?
Nie ma takiego poziomu, ale chcielibyśmy, żeby stopy rynkowe były niższe niż obecnie. Na razie będziemy testować, jak ograniczenie limitu depozytów wpływa na zmianę stóp rynkowych. Ważne jest to, że one już spadają.
Jak ten spadek przełoży się na ofertę banków dla klientów?
Banki nie mogą zmienić już zawartych umów. Jeśli chodzi o nowe kredyty, to liczymy na ożywienie konkurencji w sektorze bankowym. Nie sądzę, by marże wzrosły.
W Polsce od dłuższego czasu nie było obniżek stóp m.in. ze względu na obawy, że to zaszkodziłoby bankom. Na Węgrzech się tym nie przejmujecie?
Takie obawy są powszechne wśród bankierów centralnych na całym świecie. My nie chcemy ujemnych stóp. Staramy się je obniżać, a w tym czasie trwale utrzymać niski poziom głównej stopy. Naszym zdaniem spadek dochodów związany z obniżkami stóp banki mogą skompensować większą aktywnością, poprawą efektywności w sprzedaży kredytów. Oczywiście jest pytanie: jak długo stopy utrzymają się tak nisko.
Chcecie łagodzić politykę pieniężną. Ale równocześnie luzowana będzie też polityka fiskalna.
Efektywność luzowania polityki pieniężnej przy obecnym poziomie stóp jest coraz mniejsza. Dlatego trzeba w większym stopniu polegać na polityce fiskalnej. Jeśli jakiś kraj ma pole manewru, to dlaczego z tego nie skorzystać? Na Węgrzech deficyt jest zdecydowanie poniżej 3 proc. PKB. Zwrócę też uwagę, że w ostatnich latach dług publiczny wyraźnie się zmniejszył. Przy dalszym spadku długu publicznego polityka fiskalna już dziś jest zdolna do wspierania gospodarki.