Ofiarami represyjnego działania padają coraz częściej uczciwi przedsiębiorcy, którzy – w przeciwieństwie do przestępców – nie są przygotowani do walki z organami państwa.
W lutym ogłoszony został tzw. plan Morawieckiego. Eksperci i środowiska gospodarcze zwracali uwagę, że brakuje w nim konkretów: jak i kim realizować te ambitne wizje, a przede wszystkim skąd wziąć na nie pieniądze. Po pół roku został zaprezentowany ponad 200-stronicowy projekt strategii wdrażającej plan. Na istotne pytania dalej nie ma jednak odpowiedzi. Jest trochę więcej szczegółów co do założeń. Mówi się dużo, że gospodarka potrzebuje nowych impulsów rozwoju. Wymieniane są dziedziny, w których powinna się rozwijać, a nawet preferowane produkty, np. „Batory”, czyli produkcja promów pasażerskich.
Nie wierzę w centralne planowanie, bo to już w Polsce mieliśmy przez ponad 40 lat, a efekty wszyscy pamiętamy. Nie wierzę, że politycy są w stanie dobrze oszacować i wdrożyć przedsięwzięcia gospodarcze, zwłaszcza że do realizacji części pomysłów mają być tworzone nowe podmioty gospodarcze (jakie? państwowe?). Nie wierzę w rozwój gospodarki bez rozwoju przedsiębiorstw i przedsiębiorców prywatnych. Plan Morawieckiego zakłada też znaczący udział społecznych środków w finansowaniu tzw. start-upów. Praktyka pokazuje, że na 100 takich przedsięwzięć tylko pięć odnosi jakiś sukces. Czy będzie zatem społeczne przyzwolenie i akceptacja bardzo dużego ryzyka takich inwestycji? Czy ci, którym się nie powiedzie, nie będą narażeni na odpowiedzialność i szykany wszelkich urzędów i służb?
Porażka państwa prawa
Plan Morawieckiego dość śladowo odnosi się do najważniejszych problemów hamujących rozwój polskich przedsiębiorstw. Przedsiębiorcy od 27 lat czekają i proszą o reformę sądownictwa, zwłaszcza gospodarczego. Tymczasem w planie Morawieckiego tworzone są kolejne niejednoznaczne klauzule generalne, w teorii mające uszczelnić system prawny i stanowić narzędzie do walki z działaniami nielegalnymi, a w praktyce pozwalające na niczym nieuzasadnioną uznaniowość w stosowaniu i egzekwowaniu prawa przez powołane do tego instytucje państwa. Ofiarami tego represyjnego działania padają coraz częściej uczciwi przedsiębiorcy, którzy – w przeciwieństwie do przestępców – nie są przygotowani do walki z organami państwa.
Absurdem jest, że skomplikowane sprawy gospodarcze prowadzą często niedoświadczeni sędziowie. Przeciągające się latami postępowania i opieszałość sądów doprowadziły do bankructwa wiele firm. Jako przykład przytoczę Romana Kluskę i firmę Optimus: niesłusznymi podatkami urzędnicy skarbowi zniszczyli człowieka i firmę. Sprawy odszkodowawcze toczą się w sądach już 15 lat i końca nie widać. Przecież to jest porażka państwa prawa!
A może warto wrócić do hasła „co nie jest zabronione, jest dozwolone”? Polscy przedsiębiorcy wskazują, że największym hamulcem rozwoju jest wszędobylska biurokracja. Po 8 miesiącach od ogłoszenia planu Morawieckiego poprawy nie widać. Biurokracja kosztuje Polskę według badań OECD 1,4 proc. wzrostu PKB rocznie. Odblokowanie jej dałoby przyspieszenie rozwoju praktycznie bezkosztowo. Oczywiście kosztem byłoby przekwalifikowanie pracowników z odbiurokratyzowanych urzędów.
Represyjny system
Jednym z powodów niewydatkowania środków unijnych na kolej w poprzedniej perspektywie była właśnie biurokracja. Na pozwolenia budowlane firmy czekają miesiącami, a nawet latami. Ministerstwo Środowiska nakazywało budowanie ekranów wzdłuż autostrad nawet tam, gdzie nie ma zabudowań. Przejścia dla żabek i innych zwierzątek spowodowały konieczność wykonania dziesiątek obiektów na naszych autostradach, co podrożyło te inwestycje nawet o 20 proc. A potem dziwimy się, dlaczego budujemy tak drogo.
Między innym ta właśnie biurokracja i setki dokumentów, które należy zgromadzić, powodują, że bardzo słabo wygląda realizacja i wydatkowanie środków unijnych również z nowej perspektywy na kolei i drogach. Firmy budowlane, nie mogąc doczekać się zamówień, zwolniły w tym roku już kilka tysięcy pracowników. Wszyscy czekamy na przyśpieszenie zamówień publicznych, ale aby to się stało, musi nastąpić zmiana mentalności urzędników w wielu instytucjach. W szczególności należałoby wprowadzić dla nich systemy motywacyjne, które pozwolą zmienić perspektywę myślenia z urzędniczej na probiznesową. Przecież przedsiębiorcy od wielu lat skarżą się na prawo budowlane. Jesteśmy krajem, w którym załatwienie formalności zabiera więcej czasu aniżeli realizacja nawet bardzo dużej inwestycji. Na wielu terenach w miastach wciąż nie ma planów zagospodarowania przestrzennego, więc inwestorzy występują o tzw. WZ (decyzja o warunkach zabudowy). Czy i jakie warunki otrzymają, zależy tylko od urzędnika. Znany jest duży projekt mieszkaniowy w Warszawie, który na wydanie WZ czeka już 6 lat. Nie przeszkadza to miastu pobierać corocznie wielomilionowego podatku od tego gruntu. Organizacje biznesowe postulowały, aby miasta nie mogły pobierać podatku od użytkowania wieczystego od terenów, na których nie ma planu zagospodarowania. Może to zmusiłoby włodarzy miast do pracy. Prym wiedzie tu Warszawa, w której latami proceduje się wdrożenie planu i końca nie widać.
Kolejnym problemem niedostatecznie zauważonym w planie Morawieckiego jest represyjny, skomplikowany i nieprzejrzysty system podatkowy, jeden z najgorszych w Europie. Temu tematowi w 200-stronicowym dokumencie poświęcono zaledwie kilka linijek ogólnikowych stwierdzeń: „Niezrozumiałe, skomplikowane i trudne w egzekwowaniu prawo utrudnia prowadzenie działalności gospodarczej. System prawny staje się dysfunkcyjny, jeżeli społeczny koszt przyjmowanych przepisów jest większy niż korzyści z nich wynikające”. Panie premierze, tutaj są potrzebne pilne, konkretne działania i zmiany, które wyeliminują przestępców, ale pozwolą pracować uczciwym przedsiębiorcom.
Zaciskanie pętli
Tymczasem zamiast luzowania będzie zaciskanie pętli. Na łamach DGP dwa lata temu postulowałem, by dobrze zarabiający płacili wyższe podatki. Jednak do głowy by mi nie przyszło, że rząd za dobrze zarabiających uzna tych z wynagrodzeniem 6 tys. zł miesięcznie! To zdecydowanie niesprawiedliwy system, który dotknie przede wszystkim klasy średniej, a nie tych najbogatszych.
Kiedy premier Morawiecki obejmował urząd, zastanawialiśmy się, czy politycy pozwolą mu na realizację jego programu. Teraz, kiedy objął kolejne stanowisko ministra finansów, jest praktycznie najważniejszą osobą dla polskiej gospodarki. Sukces lub porażka będą przypisane tylko jemu. Wierzę, że strategia odpowiedzialnego rozwoju będzie uwzględniała obecne potrzeby społeczeństwa, ale nie kosztem naszych dzieci i przyszłych pokoleń. Niestety, wiele obietnic – jeśli zostaną zrealizowane, np. obniżenie wieku emerytalnego – takiej pewności nie daje.