- Niezachowanie należytej staranności przy konstruowaniu ustawy spowodowało, że uchwalenie jej w obecnej formie nie ma sensu - mówi Marek Chmaj.
W projekcie ustawy o zakazie handlu w niedzielę, którego pierwsze czytanie odbyło się w ubiegłym tygodniu w Sejmie, definicja placówki handlowej zmieniła się w stosunku do wersji pierwotnej. Obecnie art. 2 ust. 1 pkt 1 stanowi, że placówką handlową są wszystkie obiekty, w których prowadzona jest sprzedaż „hurtowa i detaliczna”, a nie jak wcześniej „hurtowa i/lub detaliczna”. Co to oznacza?
Wypadnięcie słowa „lub” z definicji powoduje, że główny cel regulacji nie zostanie osiągnięty, a mówiąc wprost – został rozbrojony. Z obecnego brzmienia przepisu wynika bowiem, że ustawa ma dotyczyć wyłącznie tych obiektów, w których jednocześnie prowadzona jest sprzedaż hurtowa i detaliczna towarów. Tymczasem znam tylko nieliczne sieci w kraju, które mają sklepy specjalizujące się w tego rodzaju handlu. Mowa o Selgrosie i Makro. A to oznacza, że – jeśli projekt uchwalony zostałby w obecnej formie – pozostałe obiekty handlowe, skupiające się albo wyłącznie na sprzedaży hurtowej towarów, albo na detalicznej, mogą być spokojne. Ich nowy obowiązek zamykania placówek w niedziele nie obejmie. Co więcej, nie będą podlegać mu już nie tylko osoby prowadzące sklepy w ramach indywidualnej działalności gospodarczej, ale wszyscy handlowcy, również ci działający w oparciu o umowę franczyzy czy agencji.
prof. Marek Chmaj konstytucjonalista, radca prawny w kancelarii radcowskiej Chmaj i Wspólnicy / Dziennik Gazeta Prawna
Zastanawiająca zmiana. Czy nie przypomina to panu czegoś?
Owszem tzw. „aferę Rywina” sprzed lat. Wówczas z rządowego projektu nowelizacji ustawy o radiofonii i telewizji, który miał zakazywać udzielenia koncesji na telewizję ogólnopolską „wydawcy ogólnopolskiego dziennika lub czasopisma”, usunięto frazę „lub czasopisma”. Zmieniono w ten sposób sens kluczowych ustaleń tej ustawy.
Czy w obecnej formie ustawa będzie mogła zostać zaskarżona?
Zdecydowanie tak. Szczególnie, że staje się aktem adresowanym do indywidulanych, konkretnych podmiotów, niczym decyzja administracyjna. Nakładać będzie bowiem nowy obowiązek tylko na dwie wybrane sieci handlowe. Staje się tym samym bublem prawnym; choć uważam, że była nim już od samego początku.
Dlaczego?
Nie chroni ogólnie pojmowanego interesu publicznego. Daje przywileje jednej grupie społecznej, zatrudnionej w sektorze usług handlowych, a pomija pracowników pozostałych sektorów, takich jak gastronomia czy rozrywka, w związku z czym narusza zakaz dyskryminacji i zasadę równości wyrażone w art. 32 konstytucji. Warte podkreślenia jest też, że zdaniem projektodawców jedną z najważniejszych przesłanek ustanowienia niedzieli i świąt dniami, w których nie można świadczyć usług z zakresu handlu, są przekonania religijne. A one nie mogą wpływać na charakter systemu gospodarczego RP, w związku z czym są niezgodne z art. 31 ust. 3 konstytucji.
Wreszcie projekt w moim przekonaniu jest rażąco niezgodny z zasadami techniki prawodawczej. Ustawa powinna być tak skonstruowana, aby od przyjętych zasad nie trzeba było wprowadzać licznych wyjątków. Tymczasem projekt składa się z samych wyjątków od zakazu.
Choć gdyby doszło do uchwalenia definicji placówki handlowej w zmienionej wersji – to wszystko i tak nie ma już znaczenia.