Chiny mają nadzieję, że na listopadowym szczycie krajów APEC w Peru dojdzie do postępu w budowie Obszaru Wolnego Handlu Azji i Pacyfiku (FTAAP) - powiedział w Limie szef chińskiej dyplomacji. FTAAP to odpowiedź Pekinu na umowę TPP.

Na szczycie państw Wspólnoty Gospodarczej Azji i Pacyfiku (APEC) dwa lata temu w Pekinie chiński prezydent Xi Jinping wzywał kraje członkowskie do przyspieszenia rozmów na temat FTAAP. Uruchomienie procesu jego tworzenia uznał za "historyczny krok".

Według ekspertów, FTAAP jest odpowiedzią Pekinu na lansowaną przez USA inicjatywę Partnerstwa Transpacyficznego (TPP), złożonego z 12 państw, ale nieobejmującego Chin.

Szef chińskiej dyplomacji Wang Yi mówił w czwartek, że zasadniczo Chiny ukończyły już ocenę i analizę potencjału projektu (ang. feasibility study) FTAAP i przedstawią je na szczycie APEC w Peru.

Chiny "mają nadzieję, że zostaną one przyjęte na spotkaniu i że na tej podstawie dojdzie do wspólnych porozumień" - podało chińskie MSZ.

Wobec fali narastającego protekcjonizmu i antyglobalizacji APEC musi wysłać pozytywny sygnał i dlatego Chiny chcą, by Wspólnota Gospodarcza Azji i Pacyfiku wypracowała konsensus w sprawie FTAAP - powiedział minister Wang.

Chiny obawiają się, że Partnerstwo Transpacyficzne, obejmujące Australię, Brunei, Chile, Japonię, Kanadę, Malezję, Meksyk, Nową Zelandię, Peru, Singapur, Wietnam i Stany Zjednoczone, będzie narzędziem tych ostatnich służącym do otwarcia rynków przez kraje regionu Azji i Pacyfiku, które je sygnowały, lub do izolacji tych, które w nim nie uczestniczą.

TPP uważane jest za gospodarczą oś polityki prezydenta USA Baracka Obamy wobec Azji; niektórzy eksperci uważają TPP za próbę zbalansowania rosnącej potęgi Chin poprzez zapewnienie USA większej obecności w tym regionie.

Wang powiedział, że różne dyskutowane propozycje handlowe powinny być "otwarte, nie zamknięte, i inkluzywne, a nie wykluczające".

Chiny mają już jeden plan, w jaki sposób rywalizować z TPP: są one głównym motorem Wszechstronnego Regionalnego Partnerstwa Ekonomicznego (RCEP). Jest to porozumienie handlowe między 10 krajami członkowskimi Stowarzyszenia Narodów Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) i partnerami handlowymi w regionie, takimi jak Australia, Chiny, Indie, Japonia, Nowa Zelandia i Korea Płd.

"Bez znaczenia, czy to będzie TPP czy RCEP, wszystkie one prowadzą do FTAAP - powiedział Wang. - Reguły międzynarodowego handlu powinny być ustalane na drodze konsultacji równych stron, a nie tylko jednej czy dwóch mających w nich decydujące zdanie".

Dodał, że nie powinno się upolityczniać reguł handlowych ani nadawać im celu politycznego. "To ani nie pomaga w normalnym rozwoju handlu międzynarodowego, ani nie idzie w parze ze wspólnymi interesami różnych gospodarek" - powiedział.

Fred Hochberg, szef rządowej agencji pomagającej amerykańskim eksporterom (Export-Import Bank of The United States, EXIM Bank), powiedział w czwartek sieci CNBC, że niepowodzenie TPP będzie oznaczało dla USA stratę, a dla Chin - zysk.

Według niego Chiny są gotowe do nagłego zaangażowania się w 11 krajach objętych umową handlową z USA, gdyby TTP się nie powiodło.

Przed listopadowymi wyborami prezydenckimi w USA oboje kandydatów do fotela prezydenckiego przyjęło bardziej protekcjonistyczna postawę i pojawiły się wątpliwości, czy amerykański Kongres ratyfikuje zawarte w zeszłym roku porozumienie USA i 11 gospodarek w sprawie liberalizacji handlu, ustanowienia wspólnych standardów handlowych i zniesienia barier.

"Naprawdę nie możemy pozwolić sobie na to, żeby siedzieć z boku i przegrywać - powiedział Hochberg na marginesie Indyjskiego Forum Gospodarczego w Delhi. - Jeśli nie zrobimy TTP, Chiny są gotowe zaangażować się w nie".

Hochberg przypomniał, że reszta świata korzysta z umów o wolnym handlu, a jest ich już 600.

Według Instytutu badawczego Stratfor, niemal w osiem miesięcy po podpisaniu TPP jego los znalazł się w zawieszeniu. Analitycy Stratforu wskazują, że jednym z podstawowych celów TPP jest utrzymanie Chin w ryzach, polegających na zmuszeniu ich do przestrzegania wcześniej ustalonych reguł.

TPP podpisano w lutym po ponad dekadzie negocjacji. Porozumienie może wejść w życie jedynie wtedy, jeśli ratyfikowane zostanie przez kraje mające razem nie mniej niż 85 proc. łącznego PKB uczestników. Oznacza to, że o jego losie mogą zadecydować USA, które mają ponad 60 proc. łącznego PKB wszystkich 12 uczestników porozumienia.

Chociaż jest jeszcze za wcześnie wyrokować o losach TPP, nieratyfikowanie go przez USA może zdaniem Stratforu skłonić kraje takie jak Wietnam i Malezja do zakwestionowania swojego udziału w tym porozumieniu.

Think tank dodaje, że reakcja innych sygnatariuszy będzie zależała od wyniku wyborów prezydenckich w USA, przy czym administracja Hillary Clinton będzie bardziej skłonna do ratyfikowania tego porozumienia.

Renegocjowanie go raczej nie wchodzi w grę, ponieważ musi zostać ratyfikowane do lutego 2018 roku. Możliwe niepowodzenie TPP nie oznacza jednak wcale końca wpływów USA w Azji Wschodniej - uważa Stratfor.