Przewoźnik zwiększa liczbę połączeń do Ameryki Północnej i Azji. Za za rok obiecuje osiem kolejnych maszyn.
LOT rozpoczyna dzisiaj sprzedaż biletów na nowe połączenie do Newark, drugie najbardziej ruchliwe lotnisko obsługujące Nowy Jork i czwarte w Ameryce Północnej. Pierwszy lot z Warszawy 28 kwietnia przyszłego roku. Połączenie początkowo będzie realizowane wynajętym szerokokadłubowym boeingiem 767-300 z dwoma klasami podróży: biznes i ekonomiczną. Od sierpnia na Newark zacznie latać boeing 787 dreamliner, z fotelami w standardzie premium, czyli pośrednim między biznesem a ekonomią.
JFK zostaje
Na lotnisko Newark LOT będzie latał od kwietnia do sierpnia 2017 r. najpierw cztery, a potem pięć razy w tygodniu. Przewoźnik zapowiada jednocześnie, że nie zmniejszy się częstotliwość połączeń na JFK, główne nowojorskie lotnisko. Dzisiaj LOT ląduje tam 11 razy, a od listopada siedem razy w tygodniu. Ceny biletów w klasie ekonomicznej na JFK zaczynają się od 2365 zł. Ale wiadomo, że bilet z Warszawy do Newark da się kupić taniej.
Twórcy siatki LOT-u wychodzą z założenia, że Newark w New Jersey znajduje się bliżej nowojorskich skupisk Polonii. Ponadto jest węzłem przesiadkowym linii United Airlines. – Dzięki współpracy w ramach Star Alliance możemy zaoferować pasażerom podróżującym z Polski i Europy Środkowo-Wschodniej przeloty do niemal dowolnego miejsca na mapie USA – twierdzi Rafał Milczarski, prezes LOT-u.
Nowe długodystansowe połączenia LOT / Dziennik Gazeta Prawna
Przed laty polski przewoźnik latał już między Warszawą a Newark boeingami 767-300. W 2012 r. zapadła decyzja, żeby skoncentrować się na JFK. – Tamten ruch był niezrozumiały z ekonomicznego punktu widzenia – ocenia Sebastian Gościniarek, partner w firmie doradczej BBSG. – Czy operowanie z dwóch nowojorskich lotnisk znów będzie sukcesem, trudno powiedzieć. Główna grupa docelowa dla LOT-u to Polacy mieszkający w Stanach. Ale to już nie te czasy, kiedy pozostawali wierni narodowemu przewoźnikowi. Coraz częściej korzystają z usług konkurencji – dodaje.
Seul nie nad Syberią
W ramach rozwoju dalekodystansowej siatki za dwa tygodnie (17 października) rusza pierwszy rejs do Seulu, dokąd przewoźnik będzie latał trzy razy w tygodniu. W wyniku polsko-rosyjskich konsultacji LOT dostał zgodę na przeloty do Korei Południowej nad Syberią, czyli krótszą trasą. Jak się dowiedzieliśmy, przez pierwsze dni będzie jednak latał naokoło – nad Morzem Czarnym i Kazachstanem. – Loty nad Syberią zaczną się od listopada, czyli od początku sezonu zimowego. Takie są zasady przyznawania slotów, czyli godzin startów i lądowań – usłyszeliśmy w Locie.
Trasa nad Syberią to oszczędność czasu (prawie godzina) i mniejsze zużycie paliwa. Ale nic nie dzieje się za darmo. Linie z Europy płacą Rosji za prawo latania nad tym terenem w sumie 420 mln dol. rocznie (nie wiadomo, jaki będzie w tym udział LOT-u). Większość tej kwoty trafia do Aerofłotu.
Seul to druga daleka trasa uruchomiona w tym roku przez LOT. Od stycznia nasz przewoźnik lata do Tokio, chwaląc się niezłym obłożeniem samolotów (ok. 85 proc.), chociaż połączenie wciąż nie jest rentowne. Lepiej jest z Pekinem, ale trzeba było aż dwóch lat, żeby loty zaczęły przynosić zyski.
Do Tokio i Pekinu LOT kursuje po trzy razy w tygodniu. Prezes Rafał Milczarski ujawnił, że z zarządcą lotniska w Pekinie trwają rozmowy o zwiększeniu częstotliwości. Efektów nie widać. Za to przewoźnik Air China od września cztery razy w tygodniu przylatuje na Lotnisko Chopina.
Lepiej będzie w 2017 r., kiedy dotrą dwa kolejne dreamlinery – będzie ich we flocie polskiego przewoźnika osiem. Strategia LOT-u zakłada, że do 2020 r. w wyniku leasingu operacyjnego ich liczba dojdzie do 16. W dalszej perspektywie jako nowy kierunek rozważane jest jedno z trzech chińskich miast: Shenzen, Kanton albo Hongkong.
Loty dalekodystansowe to najbardziej dochodowa część biznesu lotniczego. Atutem LOT-u jest położenie geograficzne hubu w Warszawie, który jest bliżej Azji niż np. Frankfurt albo Paryż. Na trasach dalekowschodnich panuje jednak gigantyczna konkurencja. Chociażby Lufthansa ogłosiła ostatnio joint venture z Air China. – Zasady tej gry są takie, że Air China otwiera częściowo dla partnera rynek chiński i podobnie robi Lufthansa, udostępniając Chińczykom swoją siatkę europejską. Dla pasażera jest to atrakcyjniejsze niż indywidualna oferta LOT-u, który nie ma partnera po chińskiej stronie – tłumaczy Sebastian Gościniarek z BBSG.
737 do Azji Środkowej
Jeśli chodzi o bliższe połączenia, wiosną LOT wystartuje do Kazachstanu. Pierwsze loty odbędą się do Astany, która od 19 lat jest stolicą kraju. LOT chce zdążyć przed wystawą Expo 2017, która będzie się odbywała w Astanie od czerwca do września. Do tego przyda się nowa flota średniego zasięgu. Zapowiedzi są takie, że przyszłym roku przewoźnik weźmie w leasing operacyjny cztery używane boeingi 737-800NG i dwa nowe (tego samego typu albo w nowszej wersji maks).
Co ważne, LOT może obsługiwać Azję Środkową takimi maszynami, podczas gdy konkurenci z hubów Europy Zachodniej muszą latać większymi samolotami dalekiego zasięgu, co jest droższe. Kolejnym celem ma być Teheran, który otworzył się na świat po zniesieniu światowych sankcji na Iran. – W tej sprawie trwają analizy – twierdzi Adrian Kubicki, rzecznik LOT-u.
Według najnowszej strategii przewoźnika do 2025 r. we flocie LOT-u znajdzie się 30 boeingów 737 (dziś są trzy). Plany piękne, ale na razie trwa łatanie dziur. Wiadomo już, że dłużej polatają np. fokkery 100, które rumuńska linia Carpatair od sierpnia wypożyczyła LOT-owi razem z załogami. Każdy z samolotów ma 105 foteli, czyli jest zbliżony wielkością do embraera 195 z floty LOT-u. Cel: zapewnienie rezerwy do obsługi połączeń europejskich w razie awarii.
Dziesięć miesięcy temu skończył się unijny zakaz uruchamiania przez LOT nowych połączeń. To była sankcja za przyjęcie 530 mln zł pomocy publicznej. Od stycznia LOT zwiększył ofertę przewozową o 35 proc., uruchamiając 23 połączenia. Do obsługi 60 tras wykorzystuje w sumie 45 samolotów.
Najbardziej dochodowe są loty dalekodystansowe