Zarządzający nie podejmują praktycznie żadnego wysiłku i grają, jak im rynek zagra - w dołkach mają minimalne zaangażowanie, w szczytach maksymalne.
Z wyjątkiem jednego funduszu emerytalnego - OFE Polsat - zaangażowanie funduszy emerytalnych w akcje (również spółek zagranicznych) jest na poziomie najniższym od listopada 1999 roku (22,3 proc.). Szczyt zaangażowania przypadł na maj 2007 r. i wyniósł wówczas 39,5 proc. Wygląda więc na to, że zachowanie profesjonalnych uczestników rynku stoi w wyraźnej sprzeczności z publicznymi wypowiedziami o taniości akcji, wyśmienitym momencie do kupowania i popularnej krytyce indywidualnych inwestorów, którzy jakoby działają pod wpływem niepotrzebnych emocji.
Jeszcze we wrześniu analitycy Unicredit CAIB pisali, że OFE będą istotną stroną popytową rynku - argumentem miało być niskie zaangażowanie w akcjach (wówczas 27 proc.). Niestety takie wnioskowanie jest bardzo na wyrost. Dotychczasowa historia zaangażowania naszych funduszy emerytalnych na rynku akcji pokazuje jedno - w żadnym wypadku nie można traktować tej wartości jako minimalnego choćby miernika zapowiadającego poważne zmiany trendu. Zarządzający nie podejmują praktycznie żadnego wysiłku i grają jak im rynek zagra - w dołkach mają minimalne zaangażowanie, w szczytach maksymalne. Dokładnie tak jak zdecydowana większość indywidualnych amatorów.
Można próbować się zastanawiać, czemu tylko zarządzający z jednego funduszu na rynku próbuje przeciwstawić się powszechnej tendencji. Odpowiedź jest banalna - system oceniania funduszy i równania do średniej. Metoda, która nagradza totalną przeciętność. Ze strony OFE Polsat to duże ryzyko iść pod prąd. Jeśli zła koniunktura jeszcze przez pewien czas się przedłuży, może się okazać, że fundusz będzie miał gorsze wyniki niż konkurencja (choć na razie pokazuje się z dobrej strony) i będzie zagrożony dopłatą. A wówczas - zarządzający, który podjął takie ryzyko, może stracić pracę. To powoduje, że wbrew sloganom o długoterminowym inwestowaniu perspektywa działania funduszu jest faktycznie krótkoterminowa. Oddajmy na koniec głos Robertowi Haugenowi, który w 1995 roku pisał: Skuteczność inwestycyjną w okresie dłuższym od pięcioletniego uważa się za nieistotną, ponieważ w takim czasie zmieni się najprawdopodobniej personel firmy zarządzającej oraz stosowane przez nią procedury. [...] Zarządzający funduszami emerytalnymi zdają sobie sprawę ze swojego położenia: wolno im przegrać, ale nie wolno wygrywać. Jak uniknąć utraty stanowiska? Najlepszą metodą jest wglądać tak jak inni. Budować portfele możliwie najbardziej przypominające [odpowiednie] indeksy.