Prezydencki projekt ustawy o pomocy frankowiczom budzi emocje już na początku procesu prawodawczego. Nie rozstrzygając, czy idea rozwiązania tego problemu w drodze ustawy jest pomysłem dobrym, można ocenić, że projekt dostarcza wątpliwości o charakterze ściśle legislacyjnym, a nawet konstytucyjnym. Zawiera on bowiem paradoks, który u każdego, kto choć trochę zna się na prawie, powinien wywoływać zaskoczenie, a także wzbudzać sprzeciw.
Już preambuła i uzasadnienie projektu zawierają stwierdzenie, że klauzule znajdujące się w umowach kredytów indeksowanych lub denominowanych do waluty obcej, dotyczące spreadów walutowych, w latach 2000–2011 stanowiły niedozwolone postanowienia umowne w umowie z konsumentem. W konsekwencji, według projektodawców, podwyższenie kapitału kredytu lub wysokości rat wynikające ze spreadu stanowi świadczenie nienależne podlegające zwrotowi konsumentowi. Projektodawcy nie oceniają jednak poszczególnych klauzul spreadowych w umowach różnych banków ani nawet określonych kategorii takich klauzul.
Klauzule spreadowe zostały wrzucone do jednego worka i zbiorczo negatywnie ocenione przez autorów projektu. I może nie byłoby w tym nic dziwnego – przecież ustawa antyspreadowa z 2011 r. również negatywnie oceniła praktykę naliczania spreadów i w rzeczywistości wyeliminowała taką możliwość – gdyby nie jeden szczegół. Projektodawcy mówią o klauzulach spreadowych z okresu, w którym nie istniały żadne ustawowe zakazy dla ich stosowania. Odwoływanie się do art. 3851 kodeksu cywilnego jest o tyle chybione, że klauzule spreadowe były bardzo różnie konstruowane, a także niejednolicie oceniane przez sądy, które nie odnosiły się negatywnie do wszystkich takich klauzul, lecz jedynie do tych, które przewidywały arbitralny, nieweryfikowalny sposób naliczania spreadu.
Omawiany projekt doprowadzi niejako do uwolnienia wymiaru sprawiedliwości od konieczności (a i kompetencji) oceniania zgodności z prawem klauzul spreadowych. Oto ustawodawca zastępuje sąd i stwierdza, że wszystkie klauzule spreadowe, niezależnie od ich szczegółowej konstrukcji, były niezgodne z prawem. Ponadto, również nie opierając się na ocenie konkretnych spraw, projektodawcy stwierdzają, że banki, niejako zbiorowo, naruszyły obowiązki informacyjne względem klientów. Tyle że ustawodawca nie jest od dokonywania tego rodzaju ocen, wyręczania sądów i właściwych organów w stwierdzaniu naruszania przez kogokolwiek norm prawnych. Nie można w drodze ustawy, w sposób generalny, uznać, że postanowienia umów zawartych przed jej wejściem w życie były nieważne .
Ustawa w tym kształcie doprowadzi do trudnych do zaakceptowania, choćby z uwagi na rolę wymiaru sprawiedliwości, skutków. Co bowiem zrobić ze sprawami, w których sądy wydały niekiedy już prawomocne wyroki odmawiające uznania klauzul spreadowych określonych banków za niezgodne z prawem? Okazuje się, że ustawodawca de facto odwróci skutki takich prawomocnych wyroków. Analogiczne problemy dotkną toczące się postępowania w tych sprawach. Co ma zrobić sąd po wejściu w życie ustawy: uwzględnić powództwo, umorzyć postępowanie? Kto wygrał sprawę? Tak właśnie bywa z uwalnianiem wymiaru sprawiedliwości od jego zadań. Rodzi to oczywiste pytanie o zgodność pomysłów projektodawców z konstytucyjną zasadą podziału władz wyrażoną w art. 10 konstytucji (w tym przypadku ustawodawca próbuje wyręczyć władzę sądowniczą).
Projektodawcy zapomnieli, że rolą ustawodawcy jest tylko (i aż) kształtowanie wzorów oceny postępowania obywateli i przedsiębiorców na przyszłość. Ustawodawca nie ocenia zaś zgodności z prawem działania obywateli w przeszłości, gdyż od tego są sądy i inne powołane do tego organy. Omawiany projekt ustawy poprzez uznanie wszystkich klauzul spreadowych z lat 2000–2011 za niezgodne z prawem w istocie stwierdza, że w tym okresie obowiązywała norma prawna zakazująca wprowadzania takich klauzul. Tak naprawdę ustawa w tym kształcie wprowadza ogólny zakaz klauzul spreadowych w odniesieniu do tych lat. Mamy do czynienia z regulacją działającą wstecz, a więc sprzeczną z art. 2 konstytucji, a także godzącą w zasadę pewności prawa. Nie zmienią tego zawarte w uzasadnieniu projektu odwołania do orzeczeń Trybunału Konstytucyjnego, wskazujących na konieczność wkalkulowywania ryzyka zmian prawnych przez przedsiębiorców. TK odnosił się zawsze do ryzyka zmian w otoczeniu prawnym na przyszłość, a nie w przeszłość, jak w tym przypadku.
Co więcej, projektodawcy z niejasnych przyczyn postanowili wyłączyć zastosowanie swoich pomysłów w odniesieniu do tych kredytobiorców, którzy nabyli nieruchomość z myślą o prowadzeniu działalności gospodarczej. Nie wiadomo, dlaczego uznano, że w tym przypadku klauzule spreadowe są mniej bezprawne, a jednocześnie dlaczego są one mniej bezprawne w stosunku do kredytów o wartości powyżej 350 tys. zł. Takie zróżnicowanie każe się w ogóle zastanowić nad sensownością regulacji, a już na pewno nad nieuzasadnionym zróżnicowaniem sytuacji prawnej podmiotów znajdujących się w podobnej sytuacji, zwłaszcza w kontekście konstytucyjnego zakazu dyskryminacji (art. 32 konstytucji).
Już na pierwszy rzut oka widać, że głębsza analiza projektu wykaże dalsze wątpliwości natury konstytucyjnej. Jednak to kwestie opisane powyżej fundamentalnie dyskwalifikują prezydencki projekt z punktu widzenia poprawności legislacyjnej i zgodności z konstytucją. Wejście w życie ustawy w tym kształcie byłoby wręcz niebezpiecznym precedensem z punktu widzenia pewności prawa i bezpieczeństwa prawnego.