Bez przyspieszenia w inwestycjach trudno będzie zrealizować rządowe plany – tak ekonomiści komentują dane GUS o wzroście PKB w II kwartale.
PKB wzrósł o 3,1 proc., czyli mniej, niż oczekiwali eksperci (3,3 proc.). Na dodatek wzrost był niewiele większy niż w zaskakująco słabym I kwartale, gdy gospodarka rozwijała się w 3-proc. tempie. / Dziennik Gazeta Prawna
PKB wzrósł o 3,1 proc., czyli mniej, niż oczekiwali eksperci (3,3 proc.). Na dodatek wzrost był niewiele większy niż w zaskakująco słabym I kwartale, gdy gospodarka rozwijała się w 3-proc. tempie.
– Wniosek o niskich inwestycjach można wysnuć na podstawie wcześniej publikowanych miesięcznych danych, np. tych o produkcji budowlanej, która w niektórych miesiącach spadała w dwucyfrowym tempie. Nie ma nowych inwestycji infrastrukturalnych, co wiąże się zapewne z wolnym tempem uruchamiania pieniędzy z nowej perspektywy finansowej UE. Nie inwestuje też sektor prywatny, co z kolei jest pochodną utrzymywania się niepewności w otoczeniu polskiej gospodarki, ale może również wynikać z krajowych wydarzeń, np. sporu o Trybunał Konstytucyjny czy dyskusji o podatkach sektorowych – mówi Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium. Dodaje, że przedsiębiorcy zaczęli wskazywać w badaniach koniunktury prowadzonych przez Narodowy Bank Polski tzw. otoczenie prawno-instytucjonalne jako barierę w prowadzeniu działalności gospodarczej.
Na słabość inwestycji jako potencjalny powód wolnego wzrostu wskazuje też Marta Petka-Zagajewska, główna ekonomistka Raiffeisen Polbanku. Zwraca jednak uwagę, że to tylko hipotezy i trzeba poczekać do ostatecznych danych GUS, by mieć pewność.
– Niemniej jednak słabe wyniki I kwartału były spowodowane spadkiem inwestycji, więc większość ekspertów uważa, że w II kwartale mieliśmy tego powtórkę, proces zwiększania aktywności inwestycyjnej może zachodzić powoli. To tym bardziej prawdopodobne, że swoje zaniepokojenie np. tempem uruchamiania inwestycji unijnych zgłaszały choćby samorządy – mówi Petka-Zagajewska.
Ku teorii o słabych inwestycjach skłania się też Ministerstwo Finansów. Resort jest w trakcie prac nad przyszłorocznym budżetem, dla którego wstępnie prognozuje wzrost gospodarczy na poziomie 3,9 proc. O rewizji prognoz MF na razie nie mówi, ale deklaruje, że projekt „uwzględni dostępne dane i informacje na temat bieżącej sytuacji gospodarczej i oczekiwanych uwarunkowań w 2017 r.”. Dlaczego MF miałoby rewidować prognozę? Ekonomiści są zdania, że po dwóch przeciętnych kwartałach trudno będzie zrealizować już tegoroczną rządową prognozę wzrostu na poziomie 3,8 proc. PKB. Grzegorz Maliszewski zwraca uwagę, że aby tak się stało, gospodarka musiałaby w II półroczu rozwijać się w tempie powyżej 4 proc. Wzrost niższy od planowanego oznaczałby gorszy punkt startu w prognozowaniu przyszłego roku.
– Prognoza na 2016 r. będzie trudna do zrealizowania przy takim otoczeniu globalnym. Musiałoby się to wiązać z dynamicznym wzrostem eksportu. Prognoza rządowa obarczona jest dużym ryzykiem – mówi ekonomista Banku Millennium. Marta Petka-Zagajewska dodaje, że PKB w całym roku wzrośnie raczej o 3,3–3,4 proc.
Przy tak słabym punkcie wyjścia wypadałoby więc skorygować założenia makroekonomiczne przyszłorocznego budżetu. Ale – co ważne – niekoniecznie musi to prowadzić do głębszej rewizji planu dochodów, bo dla tego planu ważniejsza jest struktura wzrostu niż jego dynamika. Ta na razie dla budżetu jest korzystna: konsumpcja, która jest główną bazą dla wpływów z VAT, dynamicznie rośnie. Ekonomiści oceniają, że w II kwartale wzrost ten wyniósł 3,8 proc., a w drugim półroczu jej dynamika powinna już wyraźnie przekraczać 4 proc., zbliżając się nawet do 5 w ostatnich trzech miesiącach. Dla porównania w I kwartale tego roku konsumpcja wzrosła o 3,2 proc. Powód przyspieszenia to program „Rodzina 500 plus”, który od III kwartału działa już w pełnym wymiarze. Na taki obrót spraw bardzo liczy resort finansów.
– Oczekujemy, że wpływ programu „Rodzina 500 plus” na konsumpcję ujawni się z większą siłą w II połowie bieżącego roku. Liczymy, że w związku z tym przyspieszenie dynamiki PKB w kolejnych kwartałach będzie bardziej wyraźne – podał resort w komunikacie.
A co z inwestycjami? Przewidywania ekonomistów nie są zbyt optymistyczne.
Grzegorz Maliszewski sądzi, że pod koniec roku mogą one rosnąć w tempie 3–4 proc., co dawałoby dynamikę całoroczną na poziomie 1,8 proc. Ekonomista nazywa ją „symboliczną” – rzeczywiście, w porównaniu do danych z 2015 r. taki wzrost inwestycji byłby mizerny. W ubiegłym roku wynosił on 6,1 proc., rok wcześniej – 9,8 proc.
– Skłonność do podejmowania nowych projektów nie będzie duża. Nawet ten wynik, przyspieszenie, które zakładamy w drugiej połowie roku, jest obarczone ryzykiem słabszej realizacji. Jeśli niepewność w otoczeniu utrzyma się, to inwestycje prywatne mogą być słabsze. Pytanie, w jakim tempie absorbowane będą środki UE – mówi.
Według Petki-Zagajewskiej inwestycje nabiorą tempa dopiero w przyszłym roku. Zwłaszcza w I kwartale, gdy ich wzrost może wynosić 8–10 proc. To za sprawą tzw. efektu niskiej bazy – w I kwartale tego roku mieliśmy spadek inwestycji o 1,8 proc.