W środę Komisja Europejska przedstawi plan pobudzenia unijnej gospodarki - zapowiedział w czwartek przewodniczący Jose Barroso. Nie potwierdził jednak informacji niemieckiego rządu, że wartość planu wyniesie 130 mld euro.

Barroso wyjaśnił, że plan będzie się opierał na "skoordynowanych środkach przedsięwziętych przez kraje członkowskie, dostosowanych do sytuacji gospodarczej każdego z nich". Podkreślił, że "plan ma dać ukierunkowany, ograniczone w czasie i budżetowy impuls" europejskiej gospodarce w czasach kryzysu.

Źródła w KE sprecyzowały w rozmowie z PAP, że udział w planie będzie dobrowolny i do rządu każdego z krajów członkowskich będzie należała decyzja, jak - w ramach wspólnego planu - pomóc swojej gospodarce zmierzyć się ze skutkami obecnego kryzysu.

"Każdy rząd będzie musiał podjąć decyzję, biorąc pod uwagę swoje potrzeby oraz konsekwencje dla równowagi budżetowej. To trudna decyzja" - powiedziały źródła.

Pytanie bowiem, czy każdy kraj UE będzie na tę pomoc stać i czy np. w Polsce przyjęcie planu pomocy w wysokości 1 proc. PKB (jak zaproponował we wtorek niemiecki minister gospodarki Michael Glos) nie postawi pod znakiem zapytania utrzymania w ryzach deficytu, a tym samym respektowania polskiej mapy drogowej wejścia do euro.

Finansując plan, kraje członkowskie będą musiały bowiem przestrzegać zasad kryteriów z Maastricht. Oznacza to utrzymywanie deficytu poniżej 3 proc., choć - jak powiedział Barroso - z wykorzystaniem przewidzianej w Pakcie Stabilności i Wzrostu elastyczności w nadzwyczajnych okolicznościach.

"Przygotowujemy wspólną odpowiedź, choć sytuacja różnych krajów jest inna. Wszyscy potrzebują leczenia, ale nie tej samej pigułki" - powiedział Barroso. "Skala musi być odpowiednio duża, ale musimy się upewnić, że pomoc będzie szła do tych, którzy rzeczywiście jej potrzebują" - powiedział.

Nie chciał potwierdzić ujawnionej w środę przez niemieckiego ministra gospodarki Michaela Glosa wartości planu, która ma sięgnąć 130 mln euro, czyli ok. 1 proc. PKB krajów UE.

"Żadna polityczna decyzja nie została jeszcze podjęta. Praca trwa. Nie mogę w tej chwili ani potwierdzić, ani zaprzeczyć liczbom, jakie się pojawiają i które są czasami sprzeczne" - powiedział szef KE. "Wszystko, co widzicie, to czyste spekulacje. Ostateczna decyzja może być zupełnie inna od czegokolwiek, co widzieliście" - dodał.