Niemal 2,2 mld zł – tyle w ciągu ostatnich dwóch lat według wyliczeń DGP zainwestowały kopalnie w profilaktykę zagrożeń. Choć zakładów wydobywczych jest mniej, bezpieczne wydobycie kosztuje coraz więcej.
Koszty profilaktyki zagrożeń w spółkach węglowych / Dziennik Gazeta Prawna
1,08 mld zł w 2014 r. i 1,11 mld zł w 2015 r. wydały na poprawę bezpieczeństwa główne spółki z branży. Najwięcej, bo odpowiednio 450,4 mln zł i 516,9 mln zł, Jastrzębska Spółka Węglowa, której kopalnie mają bardzo wysokie zagrożenie pożarowe i metanowe. Ale np. Lubelski Węgiel Bogdanka, gdzie zagrożenia metanowego praktycznie nie ma (kilka lat temu odkryto, że gaz zjadają specjalne bakterie, których na Śląsku brak i których nie da się tam przenieść), wydała na profilaktykę tego zagrożenia niemal 4,6 mln zł w ciągu dwóch ostatnich lat.
Z jakimi zagrożeniami zmagają się zarządzający kopalniami?
– W górnictwie węgla kamiennego są to między innymi zagrożenia metanowe, tąpaniami, wybuchem pyłu węglowego, wyrzutem gazów i skał, wodne, pożarowe, radiacyjne – wylicza Jolanta Talarczyk, rzeczniczka Wyższego Urzędu Górniczego, który kontroluje bhp w górnictwie. Dla porównania – w górnictwie rud miedzi będą to „tylko” zagrożenia tąpaniami, wyrzutem gazów i skał oraz aerologiczne (siarkowodór).
Ponieważ w kopalniach węgla kamiennego zagrożeń jest najwięcej, to właśnie spółki z tej części branży wydobywczej wydają na bezpieczeństwo coraz więcej, co przy konieczności cięcia kosztów wydobycia na tym poziomie oszczędności są niemal niemożliwe. Jak się okazuje najwięcej trzeba wydać na bhp w tych kopalniach, które wskazywane są jako najbardziej nierentowne. To także z powodu kosztów bezpieczeństwa ich wyniki pozostawiają wiele do życzenia (to m.in. Sośnica, ruch Śląsk – część kopalni Wujek, a także Halemba-Wirek, czyli część kopalni Ruda).
Wydobycie węgla prowadzone jest coraz głębiej, gdzie temperatura jest coraz wyższa, a zagrożeń coraz więcej. Jeszcze kilka lat temu ścian wydobywczych na głębokości większej niż 1000 m było kilka. Dziś tak głębokie wydobycie staje się praktycznie normą – najgłębiej, bo na poziomie niemal 1300 m, fedruje obecnie Budryk (JSW).
– Przy obecnym stanie techniki polskie górnictwo może zejść do 1500 m, ale to zapewne nie jest nieprzekraczalna granica – zauważa Jolanta Talarczyk. – Decydująca może być opłacalność wydobycia kopalin, bo wraz z głębokością rosną zagrożenia oraz przybywa problemów organizacyjnych, np. związanych z transportem czy wentylacją – tłumaczy. I dodaje, że co roku polskie górnictwo schodzi z eksploatacją średnio o 8 m niżej, a im większe głębokości, tym więcej uwalnianego metanu. Ilość metanu wydzielanego z górotworu podczas prowadzonych robót górniczych wzrosła od 2000 r. o 50 proc.
Metan – gaz bezbarwny i bezwonny – to jeden z największych wrogów górników. Przyczynił się do wielu najtragiczniejszych katastrof ostatniej dekady (m.in. 2006 r. Halemba – 23 ofiary śmiertelne, 2008 r. Borynia – 6 ofiar śmiertelnych, 2009 r. Wujek, ruch Śląsk – 20 ofiar śmiertelnych, 2014 r. Mysłowice-Wesoła – 5 ofiar śmiertelnych). Z danych WUG wynika, że od początku 2012 r. do dziś doszło w sumie do 17 wypadków spowodowanych zapłonem metanu.
Nie znaczy to jednak, że za wypadki w kopalniach odpowiada tylko natura. Statystyki są niestety bezlitosne – zazwyczaj winni są ludzie.
– W 2015 roku było to ok. 76 proc. przypadków. Natomiast w poprzednich latach czynnik ludzki był przyczyną ponad 80 proc. wypadków w górnictwie. To niekoniecznie błąd poszkodowanego w wypadku, ale także nieprzestrzeganie przepisów, profilaktyka nieadekwatna do faktycznego stanu zagrożeń, zła organizacja pracy, brak należytego serwisowania maszyn i urządzeń – wylicza Jolanta Talarczyk.
Istnieją mikroorganizmy, które zjadają metan z węgla