Bukmacherzy, pokerzyści, właściciele automatów, Totalizator Sportowy i związki sportowe – wszyscy ruszyli do boju o kawałek rynku. Gra jest poważna, bo chodzi o blisko 2,5 mld zł rocznie.
Dziennik Gazeta Prawna
Z ustawy hazardowej, która weszła w życie sześć lat temu, niezadowoleni byli praktycznie wszyscy gracze rynkowi. Nic dziwnego, że gdy pojawiły się sygnały, iż nowy rząd szykuje zmiany, ruszyli do boju o swój kawałek rynku. Bukmacherzy – zarówno zarejestrowani w Polscy, jak i ci działający u nas nielegalnie, ale zgarniający ponad 90 proc. rynku internetowego, pokerzyści, a konkretnie internetowy serwis PokerStars i jego inicjatywa Wolny Poker, właściciele automatów o niskich wygranych, Totalizator Sportowy, związki sportowe. Kołdra jest zaś za krótka, by zadowolić wszystkich.
O tym, że nowelizacja ustawy będzie konieczna, było wiadomo od początku obecnej kadencji. Pamiętając aferę hazardową, tym razem resort finansów wszystkie prace prowadził niemalże pod kluczem. Jeszcze na początku lutego ministerstwo zapewniało nas, że prowadzone są jedynie „prace nad strategią naprawy dochodów podatkowych, w tym analizy odnoszące się do uregulowań dotyczących gier hazardowych”. – Wszyscy wiedzieli, że coś się szykuje, ale nie było najmniejszych szans, by w cywilizowany sposób wziąć w tych pracach udział. Od razu było jedno skojarzenie: spotkania polityków PO gdzieś na cmentarzu czy stacji benzynowej – wzdycha Stanisław Matuszewski, prezes Izby Gospodarczej Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych, zrzeszającej właścicieli automatów o niskich wygranych.
Prace niespodziewanie przyspieszyły w kwietniu. Po jednym z naszych tekstów o wadliwym funkcjonowaniu obecnego prawa odniósł się do niego na Twitterze wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin, zapowiadając, że w prace nad projektem nowej ustawy będzie można się włączyć już za kilka dni. Tak oto wyszło na jaw, że prowadzone są one równolegle w resorcie finansów i w Polsce Razem Gowina. – Gdy okazało się, że istnieje alternatywny projekt, resort finansów przyspieszył szykowanie założeń, bo rząd i w tej sferze chciał pokazać dobrą zmianę – mówi nam jeden z urzędników zaangażowanych w przygotowanie nowego kształtu prawa hazardowego.
Kilka dni po tym, jak swój projekt zaprezentował Gowin, także MF pochwaliło się swoją wersją ustawy. Obecnie trwają jej konsultacje społeczne. Resort nie chce jednak przyznać, do kiedy będą się one toczyć, kto w ich ramach się wypowiedział ani czego dotyczyły opinie. Ministerstwo lakonicznie pisze tylko: „Projekt nowelizacji ustawy hazardowej został umieszczony na ogólnodostępnej stronie internetowej BIP RCL. W związku z tym do MF wpływają stanowiska zainteresowanych podmiotów w tej sprawie. Analizujemy wszystkie sugestie, które do nas docierają. Raport z konsultacji zostanie opublikowany na stronie BIP RCL”.
Samo to, że pojawiły się dwa projekty nowelizacji, dowodzi, że poszczególne branże mają sporo do wywalczenia. Obie propozycje bazują na tej samej diagnozie: ustawa uchwalona w 2009 r. jako reakcja na aferę hazardową to regulacja fatalna, w wyniku której hazard przeniósł się do szarej strefy. Konieczne są więc takie zmiany, by jednocześnie zmniejszyć skalę nielegalnego hazardu i zwiększyć wpływy podatkowe. A jest o co walczyć. Według biuletynu służby celnej za 2015 r. podstawa opodatkowania firm z branży hazardowej po sześciu latach od wejścia w życie ustawy wyniosła zaledwie 728 mln zł, podczas gdy w 2010 r. było to niemalże 2,6 mld zł.
To oznacza, że do podziemia przez ten czas przeszły co najmniej 2 mld zł. A jeśli wziąć pod uwagę rozwój rynku rozrywki, analitycy przypuszczają, że realna wielkość rynku przekracza dziś 5 mld zł, z czego 90 proc. przypada na nielegalny i niepłacący podatków w Polsce e-gambling. Rządowa ustawa zakłada 2,5 mld zł rocznie szacowanego przychodu z legalizacji nielegalnych obecnie form hazardu. – To realna wartość wpływów, jeżeli zostaną wprowadzone rozwiązania, które rzeczywiście doprowadzą do zalegalizowania tych firm, które działają nielegalnie – podkreśla urzędnik.
Tyle że oba projekty diametralnie różnią się pod względem pomysłów na taką legalizację. Dla współpracowników Gowina odpowiedzialnych za napisanie tego projektu, powiązanych z Klubem Jagiellońskim (m.in. Michała Sroki, Michała Wypija, Jarosława Komorniczaka i Bartłomieja Orła), kluczowe jest „ucywilizowanie” hazardu i zwiększenie z niego wpływów na rzecz sportu. Stąd kwietniowe spotkanie między przedstawicielami Polski Razem a reprezentantami najważniejszych związków sportowych w Polsce, podczas którego dyskutowano zmianę zasad sponsoringu w ramach zmian w ustawie hazardowej. W informacji ze spotkania lakonicznie zawiadamiano, że „brali w nim udział także przedstawiciele branży zakładów bukmacherskich”.
Tymi „przedstawicielami branży” była właściwie tylko jedna osoba: rzeczniczka prasowa Europejskiego Stowarzyszenia Gier i Zakładów Wzajemnych (EGBA), którego członkami są bukmacherscy potentaci: Bet-at-Home, Betclic, Bwin, Expekt i Unibet. Wszystkie te firmy i ich serwisy, choć niezalegalizowane w Polsce, są niezwykle popularne wśród graczy znad Wisły i – jak wyliczał dwa lata temu Roland Berger – zbierają grubo ponad 75 proc. polskiego rynku bukmacherki online. Dlatego od kilku lat lobbują u nas za zmianami prawa idącymi w stronę modelu duńskiego, w którym – w przeciwieństwie do Polski – opodatkowany jest nie przychód, lecz tzw. GGR, czyli wpływy z zakładów pomniejszone o wypłacone wygrane. I właśnie takie propozycje znajdują się w wersji ustawy Polski Razem.
– Obowiązujący w Polsce podatek przekłada się na co najmniej 60-proc. stawkę od GGR. To bardzo dużo, za dużo, by opłacało się tu działać. Naszym zdaniem efektywna stawka to około 20 proc. od GGR. Tak jest w Danii, którą stawiamy za wzór wszystkim krajom. Tam, po wprowadzeniu nowych przepisów i dopuszczeniu szerokiego wachlarza gier online, szara strefa skurczyła się z 86 proc. do 5–10 proc. rynku – przekonywał na specjalnym spotkaniu, tuż po ogłoszeniu pomysłu Gowina przedstawiciel EGBA w naszym regionie Richard Leather.
Plany Gowina popiera głównie Polski Związek Piłki Nożnej, którego prezes Zbigniew Boniek prezentował projekt razem z ministrem. Wspiera go także Stowarzyszenie Wolny Poker od lat postulujące wyłączeniem pokera z ustawy jako gry losowej, a tym samym dopuszczenie do jego powrotu do kasyn nie tylko na specjalnie organizowanych i mocno u nas ograniczanych opłatami i wysokościami wygranych turniejach. Wprawdzie projekt ministerstwa również proponuje liberalizację przepisów dotyczących gry w pokera, w szczególności upraszcza organizację turniejów i legalizację e-pokera, mimo to jest mniej liberalny niż ten Gowina.
Projekt MF nie spodobał się jednak przedstawicielom EGBY, tj. stowarzyszenia zrzeszającego m.in. operatorów oferujących w Polsce gry hazardowe bez wymaganego przepisami zezwolenia. Za to znajduje akceptację u legalnie działających w naszym kraju firm bukmacherskich. Głównie dlatego, że jak twierdzą, dają one dużą szansę na ograniczenie szarej strefy i umożliwienie równego konkurowania na polskim rynku.
– Proponowane przez MF rozwiązania, w tym m.in. blokady stron z nielegalnym hazardem, blokady płatności na rzecz zagranicznych operatorów takich stron i wprowadzenie rejestru stron czarnego hazardu, są skuteczną metodą walki z przestępczą działalnością takich podmiotów. Tego typu środki wprowadziło już kilkanaście państw UE, ostatnio również Czechy – tłumaczy Zdzisław Kostrubała ze Stowarzyszenia Pracodawców i Pracowników Firm Bukmacherskich zrzeszającego legalne podmioty, tj. STS, Fortunę, Totolotek i Milenium. Silne kontestowanie tego typu rozwiązań przez zagranicznych operatorów jest wyraźnym sygnałem, że rzeczywiście pozwolą one skutecznie ograniczyć nielegalną działalność na terenie Polski. Podmiotom szarej strefy pozostanie więc zalegalizować działalność, respektować prawo i podobnie jak my płacić w Polsce podatki – dodaje Kostrubała.
Pomysł z rejestrem nielegalnych stron pojawił się w 2009 r. przy okazji poprzednich prac nad ustawą. Wtedy jednak wywołał skandal i opory środowisk obawiających się cenzury. – Tym razem takich oporów nie ma. Jak widać, branża internetowa dojrzała, by zrozumieć, że to rozwiązanie zadziała tylko przeciw nielegalnym serwisom hazardowym – uważa Kostrubała. To jednak nie do końca prawda, bo przeciwko temu rozwiązaniu wypowiada się m.in. Fundacja Panoptykon. Oraz oczywiście wspomniana EGBA. – Ten pomysł to dla niej bardzo złe rozwiązanie. Bardziej po jej myśli byłoby utrzymanie status quo i brak zmian w ustawie – uważa jeden z obserwatorów rynku hazardowego. – Wspieranie projektu Gowina, który ma niewielkie szanse nawet jako projekt poselski, ale zawsze wywoła trochę zamieszania, wygląda jak granie na opóźnienie ewentualnych zmian w polskim prawie – dodaje.
Jednak i zalegalizowani bukmacherzy zaczęli ostatnio zwierać szyki. W marcu zarejestrowali Stowarzyszenie na rzecz Likwidacji Szarej Strefy Zakładów Wzajemnych w Polsce „Graj Legalnie”, a przed kilkoma dniami oficjalnie zgłosili je w resorcie finansów jako zainteresowane uczestniczeniem w pracach nad ustawą. Kostrubała, który jest jednym z jego założycieli, podkreśla, że nie jest to odpowiedź na działalność EGBA w Polsce ani nie ma na celu lobbingu. Uczestnikom rynku zależy jednak na tym, by mieć wpływ na to, jakie prawo ostatecznie powstanie. Nadzieję na sukces w tej materii zaczęli już tracić operatorzy automatów, choć też wysłali do MF swoją opinię. „Monopolizacja rynku automatów do gier przez państwo to działanie deklaratywne i nieskuteczne, które nie przyniesie zakładanych zysków dla budżetu państwa ani nie zlikwiduje problemu szarej strefy” – pisze w niej Izba Gospodarcza Producentów i Operatorów Urządzeń Rozrywkowych.
Izba uważa, że plan MF, by prawo do oferowania gier na automatach poza kasynami gier objąć monopolem państwa wykonywanym przez wskazany podmiot, to sposób na dobicie ich branży i wzmocnienie Totalizatora Sportowego, który najprawdopodobniej dostanie taką koncesję. – Toczy się kilkadziesiąt tysięcy spraw po poprzedniej ustawie hazardowej, w wyniku której nielegalnie konfiskowano nam maszyny. Jakby tego było mało, teraz chcą upaństwowić cały nasz rynek. A to żadna metoda na walkę z szarą strefą – rozkłada ręce Matuszewski. Akurat jego środowisko ma najmniejsze szanse na wysłuchanie swoich postulatów. W końcu także w poprzedniej wersji ustawy hazardowej chodziło głównie o likwidację jednorękich bandytów.